Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - pawel

Strony: 1 2 3 [4] 5 6 ... 129
46
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 26, 2024, 09:15:35 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Pan powiedział: "nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni".
Dużo ostatnio o tym myślę. Dużo myślę o tym, że jako Kościół często sądzimy innych. Ilu my ludzi osądziliśmy i wyrzuciliśmy z naszego Kościoła i ilu próbujemy usunąć z naszego horyzontu...
Całe mnóstwo ludzi ma z powodu naszych sądów chore poczucie winy. Zgubiliśmy coś, co jest trudniejsze od osądzania - przebaczenie.
Dużo też myślę o mojej porażce, wydawało mi się w mojej pysze, że jestem od tego wolniejszy od innych, że nie osądzam. Ale nie. Osądzam, bardzo często osądzam, tylko innych, niż inni. Staję po drugiej stronie barykady i osądzam „tamtych”. Porażka.
Mówią mi, że mi jako spowiednikowi, nie może zależeć bardziej na rozgrzeszeniu niż penitentowi. Jak to nie? Czyż Jezusowi bardziej nie zależy na odpuszczeniu mi grzechów niż mnie samemu?
Jako spowiednik muszę zrobić wszystko, by znaleźć możliwość rozgrzeszenia, a nie by znaleźć coś, co sprawi, że tego nie zrobię. Muszę szukać każdej możliwej szczelinki przez którą wejdzie Miłosierdzie, a nie szukać wielkich przeszkód, które je zatrzymają.
Tak, moment kiedy spowiadam jest momentem, w którym udaje mi się coraz mniej osądzać, a coraz częściej darmo dawać. Darmo, bo nie ze swojego. Nie osądzać, bo ja nie wiem, co jest w drugim człowieku. Ba! On, ona – sami nie wiedzą. Więc jedyne, co mogę, to dać, a on czy ona – wziąć. Bez sądzenia.
Nie, łaska Boże się nie zmarnuje, i nie potrzebuje naszych – ludzkich ran i ograniczeń. Jest zawsze i wszędzie, za darmo i dla każdego.

47
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 23, 2024, 09:10:47 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Nasza sprawiedliwość ma być większa od tej, którą mieli faryzeusze. Ich sprawiedliwość polegała na tym, że dawali Bogu, to co się mu należało. To znaczy oni tak myśleli. Byli wierni Prawu, albo raczej jego ludzkiej interpretacji. Ich myślenie polegało mniej więcej na takim schemacie: wypełniamy Prawo, dlatego w oczach Boga jesteśmy lepsi, a to pozwala nam czuć się lepszym od innych. Jezus mówi o tym w kontekście nieprzebaczenia. I to jest oczywiste. Praktyki religijne z nieprzebaczoną relacją nie zbliżają do Boga.
Zauważcie jednak, że to można zobaczyć trochę szerzej. Jako Kościół w Polsce mamy często takie myślenie, że jesteśmy lepsi od innych. Nasze praktykowanie wiary jest – w porównaniu z innymi krajami w Europie – na całkiem niezłym poziomie, poświęciliśmy naród Sercu Pana Jezusa, organizujemy wielkie imprezy modlitewne. Dbamy o to, by w kwestiach moralnych prawo państwowe, było zbliżone do naszej interpretacji przykazań. Jesteśmy na wysokim poziomie sprawiedliwości (we własnych oczach). Ba, dbamy mocno o to, by zabrać się za inne kraje. Bo przecież jak poświęcimy Rosję – Maryi (jakby cały świat nie należał do Boga), to wojna się skończy (troszkę ironizuję).
Jezus sprowadza myślenie faryzeuszy do parteru. Jeśli w naszych sercach jest nieprzebaczenie, to cała nasz religijność i pobożność będzie przyczynkiem zamknięcia nas w więzieniu na wieki. Choćbyśmy nie wiem jakie fikołki przed Bogiem wykonywali, by sobie i Jemu pokazać, że jesteśmy sprawiedliwi na nic się to nie przyda. Gniewamy się, wyzywamy innych od złych, ateistów, bezbożników, nie przebaczamy, chcemy sprawiedliwości dla innych, a nie jesteśmy sprawiedliwi w oczach Boga.
Nie, nie jesteśmy wybrani, lepsi i ponad innych. Pan nie stawia jednych dzieci nad drugie. Za każdego człowieka umarł Jezus, nie tylko za tych, co czują się bardziej sprawiedliwi od reszty zepsutego i grzesznego świata.
Bóg nie jest niczyją własnością. Katolików też nie.

48
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 22, 2024, 10:02:01 am  »
Paweł Kosiński SJ

Komentarz do Ewangelii (czwartek, 22.02.2024)

Obraz: Jezus wraz z uczniami udał się na północ Galilei, kilkadziesiąt kilometrów od Jeziora Galilejskiego, niedaleko źródeł rzeki Jordan. Oczyma wyobraźni zobaczę te miejsca. Posłucham rozmowy Pana ze swoimi uczniami.

Myśl: W święto Katedry św. Piotra czytamy mateuszowy fragment ewangelii, który porusza dwie bardzo ważne kwestie. Pierwsza to poznanie prawdziwej tożsamości Jezusa, druga to przyznanie Piotrowi prymatu, czyli przewodzenia grupie apostołów i całemu Kościołowi. Jest wiele opinii i domysłów, co do tego, kim jest Jezus. Uczniowie także mają swoje przemyślenia i odczucia. Także dzisiaj jesteśmy wezwani do tego, by w szczerości powiedzieć Panu, kim On jest dla mnie. Piotr został uroczyście ‘ustanowiony’ głową Kościoła. Jest reprezentantem Najwyższego, ale to Bóg ‘wiąże i rozwiązuje’ w niebie to, co Piotr ‘zwiąże i rozwiąże’ na ziemi. Potem ta władza zostanie także rozciągnięta na wszystkich apostołów.

Emocja: „A wy za kogo Mnie uważacie?”. Świat jest dziś pełen rozmaitych przekonań, opinii i ocen, także w odniesieniu do Jezusa. Dla nas jednak najważniejsze jest szukanie odpowiedzi na indywidualne pytanie o moją wiarę, o moje przekonania i nastawienie do Jezusa. Co odpowiem?

Wezwanie: Poproszę o światło rozeznawania, abym umiał rozpoznawać wolę Boga. Podziękuję za wiarę Piotra i Kościoła, która pozwala mi uznać w Jezusie Mesjasza. Uczynię jakiś gest uwielbienia i wiary.

49
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 21, 2024, 09:42:05 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Znak J.
Bóg wyrwał Jonasza z jego bezpiecznego i poukładanego świata człowieka religijnego, w którym jasno wiedział, kto zasługuje na Boże przebaczenie, a kto nie. Później okazało się, że była to raczej wizja samego Jonasza niż Boga, ale to inna historia.
W kontekście dzisiejszej Ewangelii ważne jest to, że „znak Jonasza” polegał na wezwaniu do nawrócenia. Znak Jezusa jest większy, bo On nie przyszedł tylko wezwać do nawrócenia, ale dać nadzieję. Jego znak to krzyż, a więc Miłosierdzie Boga dane ludziom darmo. Za darmo dla nas, jednak opłacone ceną (przelanej) Krwi Jezusa.
Jest przewrotnością ludzkiego serca fakt, że ciągle nie starcza nam ten Znak, że ciągle domagamy się innych cudowności. Jezus doskonale wiedział, że im (mi) nie chodzi o Boga. Chodzi o cudowności, te wszystkie rzeczy, które mają dać nam chwilową możliwość zapomnienia o codziennym bólu.
Nie ma innej Ewangelii niż ta, którą głosił Jezus, opowieści o Dobrym i Miłosiernym Ojcu, który wchodząc w nasz świat czyni sprawiedliwość polegającą na sprzątaniu po naszych błędach, przywracając wszystko (ciągle od nowa) do pierwotnego Porządku.
Tak jak Jonasz oburzał się na Boga, kiedy zobaczył Jego dobroć wobec grzeszników, tak wielu z nas się gorszy, kiedy widzi dobroć Boga. To jest niesamowite, że kiedy w przestrzeni wirtualnej napiszę coś o miłosierdziu i dobroci Boga, zawsze znajdzie się ktoś, kto MUSI dopisać o warunkach jego dostąpienia. Kimże ty jesteś, człowieku, który w imię swojego ograniczonego myślenia chcesz powiedzieć Bogu i człowiekowi, że wiesz lepiej, na czym polega Miłosierdzie Boga?
Nasza rola polega na tym, że mamy ludziom pomóc, a nie utrudniać dojście do Niego. Nie ma w tym być naszych lęków i projekcji. Nawet jeśli zrobimy to w sposób naiwny, to Bóg sobie z tym poradzi. Naprawdę. To też jest kwestia naszej wiary i zaufania Bogu.

50
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 20, 2024, 11:46:19 am  »
Grzegorz Kramer SJ
 
To, czego chcesz od Boga, daj drugiemu człowiekowi. Chcesz od Niego przebaczenia? Przebacz. Chcesz od Boga pieniędzy? Daj drugiemu nawet jeden grosz, ale szczerze − i niech to będzie ryzyko z twojej strony. Chcesz od Boga miłości? Zacznij kochać. Chcesz od Boga życia? Pozwól innym żyć.
W Polsce jest mało chrześcijan, a jeszcze mniej katolików. Jest też mnóstwo ludzi ochrzczonych, ale niewiele mniej ludzi niewierzących. Widać to po zawziętości obecnej w nas, ale także po uganianiu się za tak zwaną sprawiedliwością, którą należy im wymierzać.
Miłosierdzie jest czymś, co jest skandalem. I w dzisiejszym fragmencie Ewangelii, Pan Jezus znów o tym mówi. Oczekujemy dobroci i przebaczenia dla siebie. Warunek jest jeden – najpierw zrób to sam, w stosunku do innych. To jest warunek konieczny i trzeba sobie o nim przypominać przed spowiedzią czy Eucharystią. Nie masz po co podchodzić do spowiedzi, jeśli nie chcesz przebaczyć. Owszem, mamy prawo do sprawiedliwości, ale korzystając z tego prawa, jasno musimy sobie powiedzieć, że przestajemy mieć wtedy prawo do miłosierdzia. Jezus w swojej Ewangelii jasno mówi, że błogosławieni (szczęśliwi, naprawdę żyjący w pełni) są tylko miłosierni. A życie jest jasne – albo jesteś żyjący, albo umarły.
Jeśli człowiek ogłasza, że wie, co jest sprawiedliwe, to żyje ułudą. Człowiek może co najwyżej powiedzieć, że wie, co mu się wydaje sprawiedliwością. Gdyby sprawiedliwość miała być ostatnim słowem Boga i człowieka, to po co byłby krzyż, męka i zmartwychwstanie Pana? Pobożny, spektakularny teatrzyk? Wiem – uczono nas, że Bóg jest sędzią sprawiedliwym itd. Tylko że już nikt nas nie nauczył, że tu nie chodzi o sprawiedliwość i sędziego w rozumieniu prawniczym.
Nie wszystko, co dotyczy miłosierdzia i sprawiedliwości, odnosi się tylko do wielkich spraw. To są też nasze codzienne małe przepychanki. O miejsce w kolejce, o urażone uczucia, nawet o religię, kiedy na przykład ktoś, kto tak jak ja mówi, że jest chrześcijaninem, odważy się powiedzieć, że wierzy inaczej (niż ja), że myśli i pojmuje inaczej (niż ja). Wtedy zaczyna się to, co Jezus nazwał przecedzaniem komara (por. Mt 23,24). Bóg nie jest sprawiedliwy. Bóg jest dobry, a my powinniśmy się na to zgodzić. A Bóg? Bóg ma czas.

51
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 19, 2024, 02:56:18 pm  »
Paweł Kosiński SJ

Komentarz do Ewangelii (poniedziałek, 19.02.2024)

Obraz: Wizja sądu ostatecznego budzi skrajne odczucia. Czytając te słowa, które są uroczystą, proroczą wizją takiego wydarzenia, zwrócę uwagę na myśli, jakie mi będą towarzyszyć. Przyjrzę się także swoim skojarzeniom i odczuciom.

Myśl: Majestatyczna wizja sądu ostatecznego kończy u Mateusza ‘mowę eschatologiczną’ i szereg innych mów-napomnień, jakie Jezus kieruje do swoich uczniów i słuchaczy. Podstawowa prawda, jaka z tego wynika, jest taka, że to, co czynię, jak żyję, ma rzeczywiście znaczenie. Moje wybory nie są obojętne. Wpływają na mój los. Wizja sądu nie ma na celu wzbudzenie grozy, ale poczucia odpowiedzialności: to, co czynię bliźniemu będzie kryterium oceny mojego życia. Nie wielkie, heroiczne dokonania, ale codzienne proste gesty, ‘zwykłe’ uczynki miłosierdzia.

Emocja: Kiedy widzieliśmy Cię...? Wszyscy, zarówno dobrzy, jak i źli są zaskoczeni. Nie byli świadomi, że w sposobie traktowania ludzi potrzebujących widać było ich odniesienie do Pana. Jest to zachęta, aby nie ulegać złudzeniu, ani pozorom. Liczy się postawa wnętrza.

Wezwanie: Poproszę o łaskę zrozumienia, że miłość Boga weryfikuje się w miłości bliźniego. Podziękuję za przypomnienie, że dobroć wobec ‘ostatnich’ jest znakiem miłości do Pana. Zaplanuję sobie czas na rachunek sumienia, czas rozeznania.


Chodzi za mną cały dzień Ewangelia na dziś (Mt 25, 31-46). Opis sądu na końcu naszego świata jest zdumiewający i zaskakujący. Jezus nie zadał ani jednego pytania o praktyki religijne. To przedziwne z punktu widzenia współczesnego katolika, który w ciągu swojej życiowej formacji kościelnej słyszy o konieczności robienia wielu rzeczy związanych z liturgią i sakramentami.
Na końcu Jezus zapyta mnie o najważniejszy sakrament (widzialny znak niewidzialnej łaski) - drugiego człowieka. O to jak traktowałem Boga w drugim człowieku. Szczególnie tym wykluczonym, takimi za Jego czasów byli: chorzy, biedni, więźniowie.
Nie zapyta mnie o różańce, Msze, spowiedzi, rekolekcje. One są oczywiście ważne, bo są środkami do spotkania Boga, do zobaczenia Go w drugim, ale nie są przedmiotem sądu.

Zobaczyłem dziś to zdjęcie, na którym jest Mikołaj i Agnieszka z Jarkiem, który do Niej mówi: "mamo". Agnieszka nie pójdzie do Nieba, bo była siostrą zakonną, ale za to, że Jarek miał do kogo powiedzieć: "mamo".
Tak wierzę.

52
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 16, 2024, 08:51:17 pm  »
Grzegorz Kramer SJ
 
Różne podejście do sprawy, to jest temat dzisiejszego fragmentu Ewangelii.
Uczniowie Jana, faryzeusze i uczniowie Jezusa – wszyscy oni wyznają tę samą wiarę, w jedynego Boga, ale przeżywają ją na inny sposób. Widzimy dokładnie to samo we współczesnym Kościele. Wierzymy w tego samego Boga, ale bardzo różnimy się w szczegółach i sposobie.
Niestety doświadczenie pokazuje, że ta różnorodność, a nawet inność między nami, zamiast być powodem radości, że jesteśmy – jako wspólnota – tak bogaci, jest powodem konfliktów, wykluczania, czasem nawet wojen czy zabijania. A już na pewno plotek.
Za czasów Jezusa, poza Dniem Przebłagania nie było obowiązku postu. Faryzeusze sami sobie, w swojej religijności, narzucili zwyczaj wielu postów. Widać, w różnych miejscach Ewangelii, że z tego powodu czuli się lepsi od innych, zresztą Jezus to poczucie lepszości i pokazówki piętnuje, co słyszeliśmy w środę.
Oczywiście różnorodność ma też bardzo pozytywną stronę, jednak potrzeba do niej dojrzałości. Różnorodność sprawia, że człowiek zadaje pytania, o to, co inni robią inaczej, a to z kolei jest pierwszym krokiem do osobistych poszukiwań.
Uczniowie Jana i faryzeusze, co widać w momentach Ewangelii, nie potrafią jednak w inności szukać motywów do zmian, z tego, co wiemy, tylko Nikodem szukał, zadawał pytania, by zmieniać swoje myślenie. Oni są bardzo – zewnętrznie – gorliwi, jednak ciągle zostaje pytanie, czy Bóg tego od nich wymaga? Oni twierdzili, że tak, Jezus pokazywał, że nie chodzi o wielość i „ciężkość” praktyk religijnych. Chodzi o zmianę myślenia, serca.
Z nami jest podobnie, wielu z nas, w bardzo dobrej wierze, myśli i działa jak uczniowie Jana i faryzeusze. Dużo się modlą, poszczą, mnożą nabożeństwa, wypełniają wszelkiego rodzaju objawienia prywatne i oczekują, że inni też tak będą żyć, a jeśli nie żyją, oskarżają ich o brak wiary i zdradę Boga.
Myślę, że warto zauważyć pytanie, które Jezus dziś stawia: czy moje chrześcijaństwo jest radością płynącą z bliskości Pana Młodego, czy tylko smutnym, a nawet żałosnym tropieniem grzechu, cierpiętnictwem i lękliwym wypełnianiem prawa (które sami sobie narzucamy) prowadzącym do religijnych nerwic?
Jezus stawia nam dziś pytanie o charakter naszego chrześcijaństwa: czy jest ono przede wszystkim radością w bliskości Mesjasza czy tylko smutnym, podejrzliwym tropieniem grzechu, cierpiętnictwem, lękliwym wypełnianiem prawa prowadzącym często do skrupulanctwa? Trudniej jest żyć wolności i poczuciem, że jest się bezwarunkowo kochanym przez Boga, niż próbować ciągle na tę miłość zasłużyć.

53
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 15, 2024, 07:46:26 pm  »
Grzegorz Kramer SJ

Jezus wyraźnie mówi, że mamy wziąć SWÓJ krzyż. Nie czyjś, nie od kogoś, ale swój. I jak już go weźmiemy, mamy Jezusa naśladować w noszeniu krzyża. Krzyż dla Jezusa nie był celem. Nie było też tak, że Ojciec sobie wymyślił, iż Jezusa ukrzyżuje ludzkimi rękoma, by poczuć się usatysfakcjonowanym na widok Krwi Swojego Syna. Jedno, co Ojciec "wymyślił" to, to, że zbawi ludzi. W Osobie Jezusa, a więc On sam - nie zapominajmy o tym - pojawia się na ziemi i zaczyna głosić Królestwo Boże, które nie jest niczym innym jak tym, że Bóg tak bardzo ukochał świat i ludzi, że staje się jednym z nas. Jest blisko, a bliskość to miłość. Głosi tak radykalnie miłość do człowieka, że ten nie wytrzymuje i zabija Tego, który przychodzi z orędziem miłości.
Jezus nie ukochał krzyża dla niego samego. Jezus ukochał krzyż jako sposób do ogłoszenia ludziom miłości Ojca. Miłości Boga do człowieka. W braniu (i ukochaniu) swojego krzyża nie chodzi więc o pochwałę cierpienia czy o cierpiętnictwo. Chodzi o ukochanie sposobu na głoszenie miłości do człowieka. I nie idzie tu tylko o tzw. „powołanie”, ale o całe swoje życie. Ciało, duszę, powołanie, relacje, pracę, hobby, radość, smutek - wszystko to, co dzieje się w naszym życiu. Chodzi o pasję życia.
Wziąć swój krzyż i Go naśladować, to radykalnie - całym sobą - głosić nadzieję, że zło jest pokonane i jedyna siła, która ma władzę, ma na imię: „Bóg jest miłością”.
Nie żyjąc pasją (nie chodzi o robienie wielkich rzeczy), czyli miłością traci się swoje życie. Z życia przechodzi się w wegetację, nie ma w tym duszy. Można być smutnym, ale równocześnie żyć pasją życia.

54
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 14, 2024, 03:33:11 pm  »
Paweł Kosiński SJ

Komentarz do Ewangelii (14 lutego 2024 r.)

Obraz: Ewangelia na Środę Popielcową jest fragmentem Kazania na Górze. Oczyma wyobraźni zobaczę Jezusa, który jest na wzniesieniu nieopodal Jeziora Galilejskiego, otoczonego uczniami i tłumem. Posłucham Jego słów. Zwrócę uwagę na pojawiające się odczucia.

Myśl: Jezus mówi do swoich słuchaczy, prezentując im istotę religijności żydowskiej i jej podstawowe przejawy. To po pierwsze "jałmużna", troska o drugiego, będąca wyrazem braterstwa, dokonywana nie na pokaz i bez obłudy. To nie indywidualny zryw, ale "wymóg Prawa". Drugim filarem religijności Żydów jest modlitwa, płynąca z serca, spójna z wnętrzem, bez ekshibicjonizmu i popisywania się. Trzeci element wskazany przez Jezusa to post. To jest akt religijny, modlitwa ciałem, symboliczna akceptacja tego, że życie jest darem, nie absolutem. Post jest po to, byśmy się uczyli korzystać z rzeczy tak, by pomagały nam bardziej kochać Boga i bliźniego.

Emocja: Nie bądźcie obłudni i gadatliwi! Nic tak nie niszczy wnętrza człowieka religijnego jak obłuda i pozory. Potrzebujemy spójności. Mnożenie formuł, słów i gestów nie zrobi wrażenia na Bogu i jest wypaczeniem religijności.

Wezwanie: Poproszę o łaskę prawego postępowania, czystego i bezinteresownego serca. Podziękuję za Bożą akceptację, bo On mnie zna takiego, jakim jestem i darzy swoją miłością. Idąc za wskazaniem Pana, odmówię modlitwę: "Ojcze nasz...".

55
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 14, 2024, 12:59:43 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Uczniowie, choć doświadczyli cudu, „zaraz” po nim wracają do starej choroby „niepamięci”. To jest coś, co do dotyka wielu z nas, szybko zapominamy czego doświadczyliśmy na modlitwie. Może dlatego, że traktujemy ją do poczucia się lepiej, do ulżenia swojej psychice w trudnych chwilach? Jak uczeń czy student proszący o modlitwę, by mieć na egzaminie konkretne pytania. Modlitwa nie służy, wielu z nas, do spotkania Największej Miłości, a jest jeszcze jednym sposobem do przerzucania odpowiedzialności za nasze życie.
Wielu ludzi ma problem z modlitwą, bo odłączyli ją od swojej codzienności. Podzielili swój świat na sacrum i profanum, równocześnie wyolbrzymiając wyobrażania o sacrum do nieistniejących ideałów. W pewnym momencie widza, że ich codzienne życie jest mało święte (oczywiście w świetle tych kryteriów) i wtedy modlitwa staje się czczą paplaniną, pobożnym, codziennym wierszykiem wypowiadanym do Kogoś, kto jest totalnie abstrakcyjny, bo żyjący w innym świecie. Jedni przestają się modlić inni wpadają w poczucie winy i zmuszają się co jakiś czas do „nadrobienia” tego, co powinni zrobić.
A chodzi o prostą rzecz. O zobaczenie, że nie ma sacrum i profanum, ale wszystko jest sacrum, nie przez nasz styl życia, ale przez Obecność Tego, który Jest. Wtedy każde wydarzenie, każde uczucie pojawiające się we mnie, każda czynność może stać się modlitwą, czyli odkrywaniem Obecności Tego, który Jest.
Posłuchaj swoich uczuć (z Bogiem).
Obejrzyj wiadomości (z Bogiem).
Idź z psem na spacer (z Bogiem).
Kochaj innych (z Bogiem).
Przeżywaj radość, euforię, smutek, złość, gniew, pożądanie i każde uczucie (z Bogiem).
Wypij kawę z Maryją (i z Bogiem).
Napij się wieczorem whisky (z Bogiem).
Nie, to nie będzie dziwne, wbrew wierze, to będzie całkiem naturalne. Jesteśmy stworzeni do komunii z Nim, nie do sztuczności i grania przed Ojcem. Jesteśmy stworzeni do tego, by Bóg mógł nas kochać, a nie by nas kontrolować.

56
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 12, 2024, 09:58:38 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Dla mnie nawrócenie to kwestia tego, że poziom „znudzenia” tym życiem musi we mnie coraz bardziej wzrastać.
Jedyny znak dla mnie to Jezus Chrystus. Dziś naprawdę nie są potrzebne nadzwyczajne znaki czy cuda, po Zmartwychwstaniu Jezusa trzeba patrzeć tylko na ten Jeden Znak. Nawrócenie polega na tym, że człowiek tak ufa Jezusowi, że nie potrzebuje żadnego znaku; polega na tym, że człowiek z dnia na dzień tęskni coraz mocniej za śmiercią i za byciem już z Nim. Paweł o tym świetnie pisał. Wiedział, ile dostał, ile osiągnął, zrobił, a jednak tęskni coraz mocniej za Chrystusem. Wszystko uznaje za śmieci i stratę, byleby tylko poznał Jezusa. Poznać to nie znaczy znać rodowód i biografię. Poznać to być blisko, bardzo intymnie. Liczy się tylko On. Wszystko inne, jeśli ma jakąkolwiek wartość, to tylko ze względu na Niego. Wzięte jako samo - jest śmieciem.
Jedyny znak to Jezus Chrystus. Lubię swoje życie, lubię sposób życia, w którym jestem. Lubię ludzi, z którymi mieszkam i pracuję. To wszystko daje mnóstwo radości, a jednak to wszystko w porównaniu z Nim jest niczym. Nic nie znaczy. Jedyny znak dla mnie, to Jezus i inny nie będzie mi już dany. Wszystko inne jest zbędne, choć może się przydać. Jeśli ten znak nam nie wystarczy, to poganie staną przeciwko nam. I tak się już dzieje. Poganie stają przeciw chrześcijanom, bo nam coraz częściej już nie wystarcza Znak Jezusa. Chcemy innych znaków, które mają ułatwić nam sprawę. Mam czasem wrażenie, że lubimy tworzyć znaki o znakach. Czym więcej, czym bardziej „moje”, tym lepsze. Mówimy ludziom „na zewnątrz”, że Bóg jest najważniejszy, a wszystko inne jest tylko właśnie znakiem i odnośnikiem. Jednak kiedy przychodzi do rozmowy między nami, to znaki jednak stają się ważniejsze.
Świetny będzie moment śmierci - tak to sobie wyobrażam. Kiedy okaże się, że nic NAPRAWDĘ nie jest ważne i wszystko zostaje, jak śmieci na tej ziemi. A my nic nie zabierzemy, nie będziemy mogli powiedzieć, że to ma jakąkolwiek wartość. Czekam na ten moment, kiedy naprawdę nic nie będę miał i będę się tylko mógł uśmiechnąć do swojej nędzy i Jego bogactwa. Na drodze do Szczęścia będzie stał tylko jeden Znak. Znak, jak mówi Ewangelia, któremu sprzeciwiać się będą, i to z każdej strony są tacy, co się będą sprzeciwiać, bo im w czymś nie spasuje. Ciągle się przekonuję, że za takie myślenie można mocno oberwać, ale to tylko mnie utwierdza w mojej upartości, heretyckości, głupocie, oszołomstwie, bo Bóg jest Bogiem dobrym. Dał nam swojego Syna, aby nas zbawić, a nie zabawić się nami.

57
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 10, 2024, 06:02:14 pm  »
Grzegorz Kramer SJ

Jezus zaprasza apostołów do niezłej zabawy.
Panowie mamy parę chlebów i rybek. Rozsadźcie ludzi na ziemi, wy stańcie w sznureczku i nakarmimy wszystkich. Kapujecie, co by było gdybym powiedział to ja? Zaprośmy na parking ludzi i nakarmimy ich paroma chlebkami…
Co więc robi dziś Jezus z nami? Nic innego, jak to że przypomina, jesteś zaproszony do szalonego zadania. Do przemiany swojego myślenia i serca. Z schematu wyrażonego w słowach: „to jest niemożliwe”, do działania szalonego. Spróbuj od małych rzeczy, bez wielkich nakładów czasu i pieniędzy. Od codziennego małego kwiatka dla żony, od zmienienia czegoś w codziennym schemacie domowym. Może warto czasem zrobić jakiś kawał, pójść do kina, połazić nad morzem, popluskać się w błocie? Nie wiem co to ma być. Ja kiedyś, na przykład napisałem książkę, choć w czwartej klasie podstawówki miałem pałę na semestr. Wiem jedno, że jak siądziesz i zapytasz siebie, swojego serca, to się dowiesz. I nie bój się, że ktoś to źle odbierze. Walcz o swoje życie, o cel, jakim jest Niebo.
Będziemy umierać z nudów w raju, jeśli nie będziemy mieli frajdy z tego życia, jeśli nie będziemy się uczyli już dziś rozdawania kilku chlebków wielkiej rzeszy ludzi, a więc robienia rzeczy niemożliwych.
Bądź sztywniaku trochę bardziej szalony, choćby dziś, teraz, już.

58
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 09, 2024, 01:51:25 pm  »
Grzegorz Kramer SJ
 
Jezus bierze nas na bok, osobno. To pierwsze zaproszenie, odejdźmy z Nim na bok, nie chciejmy doświadczyć Boga w pośpiechu. Znajdźmy miejsce i czas na to spotkanie. Mnie osobiście po takim wezwaniu, często włącza się stary mechanizm lenistwa, nie mam czasu, nie umiem się modlić, to w tej chwili nie jest dla mnie. Jeszcze komuś innemu może się pojawić inne ostrzeżenie, jak zacznę się modlić tak na serio, to może się okazać, że Bóg zażąda czegoś ode mnie; bym z czegoś zrezygnował, bym zmieniła swoje myślenie, przyzwyczajenie, które przecież jest takie dla mnie dobre i przyjemne. Ale! Gdyby chodziło tak naprawdę o nasze zmysły, nie tylko duchowość, o mówienie i słyszenie, gdyby nam ich zabrakło, to powiedzmy sobie szczerze, że nie tylko zaczęlibyśmy się modlić, ale nawet bylibyśmy skłonni zrezygnować z wielu spraw w naszym życiu. Czas na modlitwę, to nie kwestia jakichś obiektywnych przeszkód, to kwestia motywacji.
Po tym, kiedy Jezus bierze głuchoniemego na bok, mówi do niego: „otwórz się”. Uzdrawiając go, nie powiedział: „otwieram cię”. Powiedział: „otwórz się”. Mamy w sobie klucz do siebie. Tym kluczem jest wolna wola. Sam decyduję, czy otwieram się na Boga, czy nie. Bóg nie jest włamywaczem, który wchodzi wbrew woli człowieka. Zapewne nie raz wolelibyśmy, by Bóg dokonał swoistego gwałtu na naszej woli, by przyszedł i raz na zawsze wszystko pozmieniał. Jednak w takim myśleniu wcale nie zależy nam na relacji z Bogiem, na Nim samym, a zależy nam bardziej na nas, na tym, byśmy mieli święty spokój, byśmy – choć to bardzo lubimy – nie musieli decydować, być odpowiedzialnymi.
Klucz do naszego zamknięcia mamy w sobie. Nie potrzeba tu żadnych wielkich, magicznych środków, wielkich rekolekcji, wielkich mistycznych przeżyć. I wiecie, gdzie on jest? Jest w tym, czego najbardziej boimy się oddać. W tym, co dziś najbardziej jest do nas przyklejone. Tam jest klucz do otwarcia serca, otwarcia życia na Jezusa. Naszego życia. Ci spośród nas, którzy się boją, którym się nie chce, którym wydaje się to, co mówię, strasznie zagmatwane, przypominam słowa Izajasza: „Powiedzcie małodusznym: Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg przychodzi”.

59
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 08, 2024, 09:30:08 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Trudna Ewangelia jest na dziś.
Jezus ostro traktuje kobietę. Przynajmniej z perspektywy naszych, europejskich relacji z XXI w. Jednak tak zapewne ówcześni Żydzi widzieli pogan – byli właśnie jak psy, jak ktoś kto nie jest równy panom.
Ona musiała czuć, że nie jest dla Jezusa psem, że On jej tak nie traktuje, dlatego w swojej rozpaczy, z wiarą przychodzi do Niego. Przecież schował się w jakimś domu, zapewne szukał spokoju, a ona go zakłóca, a jednak ją przyjął, rozmawia z nią. To może być taki moment, s którym włącza się mechanizm w naszym życiu, kiedy wszystko mi mówi, że jestem psem. Ludzie, wydarzenia, pamięć, grzechy, słabości. On zawsze patrzy inaczej. 
Ona jest bezczelna. Jezus nawiązując do tego, że Żydzi nazywali nie swoich – psami, sama siebie porównuje do szczenięcia. A więc nie jest kimś, kto się obraża, ale pamięta, że ma cel, że jest przed nią zadanie – zdrowie córeczki. Tak widzę ten fragment: cokolwiek się dzieje, pamiętaj o celu, bądź bezczelny, nie daj się zbić z tropu. 
Niesamowite jest to, że ona jest poganką, a przychodzi z wielką wiarą do Jezusa. Ta jej wiara nie spełniała kryteriów, które często stawiamy sobie i innym w chrześcijaństwie i Kościele. Zaryzykowałbym, że to trochę wiara magiczna (jak u kobiety, które dotknęła szat Jezusa), ważne, że w swojej beznadziejnej sytuacji przychodzi do Jezusa. To się liczy. 
Jezus, choć pokazuje, że najpierw przyszedł do Żydów, to jednak przez uzdrowienie pogańskiego dziecka, pokazuje, że przyszedł do wszystkich. Mamy iść do wszystkich. To jak wiemy wcale nie jest takie proste. Bo skoro Ewangelia to Dobra Nowina i mam ją ogłosić każdemu, również temu, którego uważam za poganina, to muszę często schować swoje urazy do kieszeni. 
Ba! Ona – poganka dostrzegła w Jezusie coś, czego nie dostrzegli Jego ziomkowie – pobożni Żydzi. Jak często my – pobożni chrześcijanie nie widzimy w Jezusie nadziei, którą przeczuwają ludzie niewierzący, albo według nas niegodni ze względu na swój grzech.  I ostatnia myśl. Czasem my – wierzący – wyciągamy ten tekst o psach, by kogoś poniżyć, powiedzieć mu gdzie jest jego – niewierzącego – miejsce. Warto zobaczyć i trzeba to zrobić, że Jezus uzdrowił jednak córeczkę. Jak już kogoś nazwiemy psem, to uzdrówmy mu dziecko… 
Bez względu na to czy żyjemy z kimś czy sami, warto zauważyć ważne słowo: opuszcza. Żeby być szczęśliwym zbudować coś, co daje radość, ale i cierpienie – trzeba opuścić. Podjąć decyzję o wędrówce, to się wiąże z bólem, z decyzją, z wyborem. Ona też musiała podjąć decyzję, zaryzykować, wyruszyć. I osiągnęła cel. Wielu z nas pozostaje, nie rusza.

60
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 07, 2024, 09:18:59 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Kilka lat temu napisałem komentarz do spalenia książek o przygodach Harrego Pottera. Oparłem go na fragmencie dzisiejszego fragmentu Ewangelii (Mk 7, 14-23).
Chrześcijaństwo uczy mnie, że mam patrzeć na świat, a więc na ludzi i wszystko, co jest stworzone, z miłością i bez lęku.
Jezus w Ewangelii pokazał coś bardzo trudnego, powiedział, że zło nie jest na zewnątrz, ale wewnątrz człowieka, to z ludzkiego serca pochodzą złe motywacje, które doprowadzają do zbrodni. Innym razem powiedział, że jak chcesz się modlić to zamknij się w izdebce. On w ogóle bardzo kazał zwracać uwagę na to, co wewnątrz nas się dzieje. I bynajmniej nie chodziło mu o nasze flaki...
Jezus to był ktoś, kto pewnego razu wziął swoich uczniów w okolice Cezarei Filipowej i tam wokół pogańskich bożków zapytał ich za kogo Go uważają. Tam właśnie, wokół pogańskiego świata, wyznali wiarę w to, że jest Mesjaszem.
Chrześcijanin ma wszystkie narzędzia do tego, by się nie bać, a swojej odwagi nie musieć udowadniać manifestowaniem paleniem książek i innych przedmiotów. Nie, Hary Potter nie sprawia, że ktoś jest opętany, ale za to może nas łatwo opętać obsesja na tle złego ducha, który już sam w sobie nie jest obsesją, a realnym stworzeniem. Z tym, że jeśli ktoś wierzy w Stwórcę, to wie, że żadne stworzenie mu nie zagraża. Nawet gdyby ono było ofiarowane złemu. Bo z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nie z przedmiotów.
Widziałem zdjęcia (z palenia książek) i ogarnął mnie smutek, że Eucharystia jest wykorzystana do guseł, do taniego zabiegu spalenia książek i innych przedmiotów. Kościół nauczył mnie, że jedyne ognisko przed kościołem, od którego w ornacie odpala się ogień, to ognisko nocy Paschy, kiedy od ognia odpala się ogień zapalający ogień najważniejszej świecy, która ma mi przypominać o Zmartwychwstałym, który jest większy od wszelkiego zła.
Tak, o wiele łatwiej jest spalić kilka przedmiotów i powiedzieć jesteśmy posłuszni słowu, o wiele trudniej jest przeczytać i wypełnić, że najważniejsza jest miłość, bez której człowiek może robić wielkie rzeczy, ale jest cymbałem brzmiącym.
Nie bój się człowieku Harrego, różowego parasola (a nawet tęczowego), maski z Afryki, nie bój się książek, bój się wiary bez rozumu, wiary, która opiera się na emocjach, chwilowych przedstawieniach. Bój się wiary, która szuka zła, a nie dobra, która bardziej wierzy w moc szatana niż Boga, który jest Panem wszystkiego.

Strony: 1 2 3 [4] 5 6 ... 129