Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - pawel

Strony: 1 ... 4 5 [6] 7 8 ... 129
76
Droga / Odp: Droga
« dnia: Styczeń 16, 2024, 09:33:31 am  »
Paweł Kosiński SJ

Komentarz do Ewangelii (16 stycznia 2024)

Obraz: Trwa i pogłębia się spór Jezusa i wspólnoty zgromadzonej wokół Niego z faryzeuszami. Oczyma wyobraźni zobaczę pole dojrzałych kłosów. Prawo zabraniało w szabat dłuższego chodzenia i pracy - a więc także żniw. Posłucham rozmowy z Panem. Przyjrzę się swoim odczuciom.

Myśl: Zachowanie przepisów szabatowych jest samo w sobie dobre i jest nie tylko nakazanym prawem, ale i darem. Dlatego "zawłaszczenie" szabatu przez legalistyczne, pozbawione miłości do Ojca, który jest "Panem szabatu", formalistyczne wypełnianie przepisów jest nadużyciem. Jezus ukazuje go w relacji do człowieka. Szabat został ustanowiony dla człowieka, jest "wartością funkcjonalną" na służbie człowiekowi. Odrzucony jest zatem „wszelki moralizm i formalizm, wszelki legalizm i jurydyzm, wszelki rytualizm i dogmatyzm”, które absolutyzują normę bez odniesienia do dobra dla człowieka.

Emocja: Prawo i wolność. Wszystkie religie świata zmagają się z tym dylematem: prawo i wierność czy wolność i miłość. Pokładając zbyt wielkie nadzieje w przepisach i normach, nie otrzymujemy zbawienia ‘od’ Boga, ale przez ‘wierność’. Jezus przekracza ‘bałwochwalstwo litery’, prowadząc nas do wolności Ducha Bożego.

Wezwanie: Poproszę o łaskę wierności zasadom, przepełnioną miłością do człowieka. Podziękuję Panu za wyzwolenie nas z formalizmu i spętania przepisami prawa.  Zaplanuję sobie czas na rachunek sumienia, czas rozeznawania.

77
Droga / Odp: Droga
« dnia: Styczeń 15, 2024, 09:47:32 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Być człowiekiem nowych bukłaków to być człowiekiem, który żyje swoją opowieścią na pełnych obrotach i równocześnie opowiada ją Bogu (to jest modlitwa) i innym (to jest świadectwo). Pan Bóg i ludzie nie chcą słyszeć „pobożności”. On i oni chcą usłyszeć, zobaczyć bohatera, który ma pasję swojego życia. Oni chcą zobaczyć człowieka, który ma nadzieję nawet w sytuacjach i sprawach, w których inni stawiają na drugim przysłowiowy krzyżyk. Chrześcijanin to człowiek, który będzie bronił godności ludzkiej nie tylko ofiary, ale także sprawcy. Czasem wbrew deklaracjom tego ostatniego. Chrześcijanin jest po prostu inny od starego sposobu myślenia, decydowania i działania, ale pamięta, że z niego wyrósł.
Nowe bukłaki to wino, które musuje, to wino, które nie jest długo leżakowane w piwnicy tradycji i konwenansów, ale to jest świeże życie. Jasne, że taki styl życia to też niebezpieczeństwo, bo można przesadzić, za dużo nalać i wszystko może się rozlecieć. "Wentylem bezpieczeństwa" jest szczerość wobec siebie, ale i co jakiś czas solidna i szczera rozmowa z drugim człowiekiem. Daj szansę. Bogu. Drugiemu. Sobie.
Bóg jest tym, który jest początkiem i końcem, który kładzie na nas swoją rękę, to nie jest ograniczenie naszej wolności, ale to jest coś, co daje poczucie bezpieczeństwa, że w tej wolności nie pozabijam innych i siebie.

78
Droga / Odp: Droga
« dnia: Styczeń 12, 2024, 10:26:08 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Warto zwrócić uwagę na czterech przyjaciół paralityka. Ten mężczyzna, nie był w stanie podejść do Jezusa. Potrzebował ludzi. Potrzebował wspólnoty. Mógł nawet o Jezusie słyszeć, ale bez nich nie doszłoby do spotkania i uzdrowienia. Ludzie są ważni na naszej drodze do Boga.
Po pierwsze, kiedy jest źle, mówią nam, że On jest w pobliżu. Po drugie, prawdziwy przyjaciel zrobi wszystko, byś się z Nim zobaczył. Nie jest obojętny na to, kiedy jest Ci źle, czy kiedy chorujesz.
Tych czterech to obraz wspólnoty Kościoła. Choć czasem nam się wydaje, że wystarczę "ja i Bóg", to w rzeczywistości potrzebujemy wspólnoty. Gdy ktoś przeżywa trudniejszy czas, w ogóle jest „trudniejszym człowiekiem”, to się często od niego izolujemy i od razu dorabiamy ideologię, szczególnie w naszych plotkach. Nie dzieje się tak dlatego, że jesteśmy źli, ale dlatego, że się boimy. Opanowuje nas strach, bo lubimy nasze schemaciki. Dobry jest ten, kto myśli i zachowuje się jak ja. Inni są zagrożeniem. Lepiej obracać się w swoim sosie, w którym jestem bezpieczny. Wspominam o tym nie dlatego, że chrześcijanin tak nie postępuje, ale dlatego, że jesteśmy za siebie nawzajem odpowiedzialni. Jak ci czterej za swojego chorego przyjaciela. Ta odpowiedzialność przejawia się na dwu poziomach. Pierwszy – za to, jakimi ludźmi jesteśmy, drugi – za nasze wspólne zbawienie.
Jezus mówi, że ma władzę odpuszczania grzechów. Ty też ją masz - władzę odpuszczania grzechów komuś, kto ci zawinił. Ten człowiek był w nędznej sytuacji, niektórzy z nas też są w takiej. Źle się czują psychicznie, duchowo i fizycznie. Chcą poddać się rezygnacji, bo już nie czują tak jak kiedyś - swojego małżeństwa, powołania, pracy. Wolimy dołączyć do innych bohaterów z Ewangelii, którzy stawiają zarzut Jezusowi: Dlaczego On jada z grzesznikami?
To problem ciągle aktualny. Jednym z najczęstszych zdań, które pada na kolędzie jest to: a nasi sąsiedzi to was nie przyjmą oni są niewierzący. Księża bardzo często, w swoim gronie, bardzo miło mówią o ludziach mocno związanych z Kościołem, potrafią usprawiedliwiać ich słabości, gorzej nam idzie z tymi spoza Kościoła.
Nieustannie grozi nam identyfikacja tylko z „naszymi”, otaczanie się tymi, którzy nas utwierdzają, są tacy jak my. I choć to wypływa z naszej natury, to jednak Jezus uczy czegoś na przekór – bycia z tymi, którzy są inni, nie zasługują, są grzeszni – mówiąc krótko.
Nawet tutaj, w mediach społecznościowych, księża i wierzący siedzą w swoim gronie, to nawet nie jest złe, ale bardzo często przeciwko tym, którzy są spoza Kościoła, ale rozumieją ten Kościół inaczej. Wtedy włącza się nam – księżom i innym wierzącym – chore poczucie walki o wartości i Boga. Tak naprawdę chodzi tylko o stary problem: „dlaczego On jada z grzesznikami”? On z nimi jadał, bo wiedział, miał nadzieję, że podejście z miłością, wejście do ich świata (tym jest wspólny posiłek) jest szansą na pozyskanie ich dla Ojca.
Lubię oglądać zdjęcia z różnych imprez kościelnych, zawsze mnie bawią. Najpierw liturgia: blisko ołtarza są zawsze notable, dalej cała ‘reszta’, a później posiłki: przy jednym stole duchowieństwo, a przy innych cała reszta. Nawet na wielkich wigiliach z ubogimi to się zdarza – jest stół z proboszczem, biskupem, wokół świta i gdzieś dalej ubodzy.
Jeść z grzesznikami, nie ze swoimi, odpuszczać grzechy, to jest sposób Jezusa. Bardzo trudny, bo łamiący moją naturalną potrzebę poczucia bezpieczeństwa, którą ładnie ubieram w szatki religijności.

79
Droga / Odp: Droga
« dnia: Styczeń 11, 2024, 09:39:32 am  »
Paweł Kosiński SJ

Obraz: Sytuacja trędowatych w starożytności była bardzo trudna. Oczyma wyobraźni zobaczę człowieka chorego na trąd, który błaga o uzdrowienie. Jezus go dotyka, choć było to zakazane, i oczyszcza go z trądu. Przyjrzę się tej sytuacji, swoim skojarzeniom i odczuciom.
Reklama

Myśl: Trąd w starożytności był nieuleczalną chorobą i był wielkim zagrożeniem społecznym. Mimo zakazów kontaktu z chorymi, Jezus uzdrawia trędowatego. Jest to "znak mesjański", ukazujący moc Boga. W tłumaczeniach mamy, że Jezus "ulitował się" nad trędowatym, ale to słowo w oryginale oznacza raczej, że Pan "rozgniewał się". Trędowaci byli odizolowani społecznie. Jezus wyraża "gniew" wobec opętania, zniewolenia przez demona, w jakim jest człowiek. Nie tylko "współczuje", ale pokazuje, że Jego posłannictwem jest walka z tym, co odrzuca Boga i sprzeciwia się Jego planom. To jest początek działalności i Jezus nie chce, żeby ludzie widzieli w Nim tylko "cudotwórcę", bo odrzucą Go jako cierpiącego sługę Jahwe.



Św. Jan Chryzostom (ok. 345–407)
kapłan w Antiochii, potem biskup Konstantynopola, doktor Kościoła
Homilia 25 do Mateusza, 1-2 (© Evangelizo.org)

Chrystus przyszedł, aby uzdrowić nas z trądu grzechu
„Gdy zszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto zbliżył się trędowaty, upadł przed Nim i prosił Go: «Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić» (Mt 8,1-2)”.
Wielka była dyskrecja i wiara tego, który podszedł do Niego w ten sposób. Starał się nie przerywać nauczania Jezusa, nie przechodził przez tłum, który słuchał; ale czekał na odpowiedni moment i podszedł do Pana, gdy ten zszedł. Nie zwrócił się do Niego w banalny sposób, ale z wielką żarliwością, padając na kolana, jak mówi inny ewangelista, z głęboką wiarą i dokładnym pojęciem o Chrystusie. Nie powiedział: „Jeśli prosisz Boga” lub „Jeśli się modlisz”, ale „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Nie powiedział też: „Panie, oczyść mnie”, ale powierzył Mu się całkowicie, czyniąc Go panem swojego uzdrowienia i świadcząc o Jego wszechmocy.
Jezus nie odpowiedział: „Bądź oczyszczony”, ale: „Chcę, bądź oczyszczony” (Mt 8,3). Tymi słowami chciał umocnić wszystkich ludzi i trędowatego w przekonaniu o swojej mocy; dlatego powiedział: „Chcę”. […]
Dlaczego, skoro wystarczyło chcieć i mówić, żeby oczyścić, dotknął go ręką? Wydaje mi się, że nie miał innego powodu, jak tylko pokazać przez to, że nie był pod Prawem, ale ponad nim, i że stał się nieczysty przez kontakt z trądem; wręcz przeciwnie, ciało trędowatego zostało oczyszczone przez tę najświętszą rękę. Chrystus nie przyszedł tylko po to, by leczyć ciała, ale by podnieść dusze do świętości i nauczyć nas, że jedynym trądem, którego należy się obawiać, jest grzech.

Emocja: "Chcę, bądź oczyszczony". Gest-dotyk i słowo są "aluzją" do sakramentów, które są zbawczym działaniem Boga. Uzdrowienie trędowatego zachęca do refleksji nad praktyką sakramentów w życiu wierzącego, żeby były prawdziwym a nie pozornym (zewnętrznym) połączeniem gestu i słowa.

Wezwanie: Poproszę o łaskę uzdrowienia z tego, co jest moim "trądem". Podziękuję za tych, którzy pomagają mi uwolnić się od moich grzechów. Zaplanuję sobie czas na adorację Najświętszego Sakramentu, nawet jeśli online.

80
Droga / Odp: Droga
« dnia: Styczeń 10, 2024, 09:46:14 am  »
Homilia z V wieku o modlitwie
Niesłusznie przypisana św. Janowi Chryzostomowi (© Evangelizo.org)

„Udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił”
    Najwyższe dobro to modlitwa, przyjacielskie spotkanie z Bogiem.
Modlitwa jest światłem duszy, prawdziwym poznaniem Boga, pośrednikiem między Bogiem a ludźmi. Przez nią dusza wznosi się do nieba i obejmuje Boga niewypowiedzianym uściskiem. Jak dziecko płaczące u matki, tak modlitwa wyraża głębię swego pragnienia. Wyraża swoje głębokie pragnienia i otrzymuje prezenty, które przekraczają wszelką widzialną naturę. Bo modlitwa przedstawia się jako potężny ambasador, raduje i uspokaja duszę.
    Kiedy mówię o modlitwie, to nie wyobrażaj sobie, że chodzi o słowa. Ona jest poruszeniem w stronę Boga, niewypowiedzianą miłością, która nie pochodzi od ludzi i o której święty Paweł tak mówi: „Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8,26). Taka modlitwa, jeśli Bóg da komuś tę łaskę, jest dla niego wiecznym bogactwem, niebieskim pokarmem, który syci duszę. Kto jej zakosztował, ten jest ogarnięty wiecznym pragnieniem Pana, jak żarliwym ogniem, który rozpala jego serce.

81
Droga / Odp: Droga
« dnia: Styczeń 09, 2024, 10:11:51 am  »
Grzegorz Kramer SJ

W Ewangelii ważna zasada działania ze złym duchem: milcz i wyjdź z niego! Z złym się nie dyskutuje, trzeba jasno przeciąć "dialog" i być stanowczym. Inaczej się przegrywa.

82
Droga / Odp: Droga
« dnia: Styczeń 08, 2024, 10:40:02 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Nawrócić się to wierzyć w Ewangelię, że to, co Bóg do mnie mówi jest dobre. Że Jego opcja na moje życie, jest opcją najlepszą. A Jego opcja jest taka, bym przestał się nad sobą, swoją przeszłością użalać, bo „czas się już wypełnił”, a zaczął żyć nowym Życiem. Elementem naszego nawrócenia jest też powiedzenie sobie, że często moim skarbem jest żal, nieprzebaczenie, rany, które kocham rozgrzebywać, choć to bardzo boli.
Nawrócimy się, kiedy zaczniemy Mu ufać, kiedy wydrzemy z naszego serca kłamstwo, że nawrócenie to odarcie nas ze szczęścia. Królestwo Boże, nowe Życie, to jest życie szczęśliwe, bo prawdziwe. Nie w iluzji, nie w swojej niemocy, ograniczeniach, zranieniach i kompleksach. Człowiek nienawrócony jest niewolnikiem grzechu, zranionej przeszłości i co najtrudniejsze wizji swojego życia. Człowieka nienawróconego łatwo poznać po tym, jak mówi o sobie samym, o tym czy daje sobie nadzieję, czy zamyka się w prostym, ale jak zabójczym zdaniu: „ja wiem najlepiej, jak będzie”. Widać ich po tym, jak porównują się z innymi i zawsze inni mają lepiej. Człowiek nawrócony uświadamia sobie, że nic nie musi robić, by osiągnąć szczęście, bo ono jest w nim. Życie samo w sobie jest dobre. A nawrócenie polega na odkryciu tego faktu. Zazwyczaj robimy coś całkowicie z tym sprzecznego. Próbujemy uszczęśliwić siebie, świat i innych. Po co próbować komuś dawać coś, co ten ktoś już posiada? Nam się ciągle wydaje, że jak coś osiągniemy, coś kupimy, z kimś będziemy, to będziemy szczęśliwi. A tak naprawdę nasze szczęście jest pomimo tego.
Nawrócenie nie oznacza zmiany całego świata, okoliczności, nieszczęść, biegu wydarzeń. Nawrócenie jest zmianą we mnie. Jeśli mi nie wierzycie, to zobaczcie jedną sytuację, w której wydawało się, że to już koniec, że jestem najnieszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Po jakimś czasie zmieniło się. Świat? Nie. Ty, Twój stosunek się do tego zmienił.
Nawrócenie to zadanie, które nie polega na tym by uszczęśliwić Boga, ale siebie. Andrzej i reszta nie poszli za Jezusem, by Go uszczęśliwić, ale wyruszyli w wędrówkę, by odkryć swoje szczęście.

83
Droga / Odp: Droga
« dnia: Styczeń 05, 2024, 10:17:01 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Bardzo często wpadamy w to, w co popadł skądinąd pobożny Żyd - Natanael. Po tym, jak od swoich kompanów usłyszał o jakimś Jezusie, który miał się okazać zapowiedzianym Mesjaszem, i to go jeszcze zainteresowało, dowiedział się, że ów Mesjasz jest z Nazaretu. I tu pada pytanie, które pokazuje, jak bardzo Natanael, przy całej swojej pobożności i prawości, nie wyobraża sobie pewnych możliwości. Czy może być coś dobrego z Nazaretu? - pyta. Dokładnie ten sam problem. Wpadamy w takie sztywne myślenie. Raz to będzie zwyczaj, innym razem tradycja, jeszcze innym prawo.
Jest w tej Ewangelii bardzo pozytywny moment. Gdy Natanael postanawia jednak dać szansę Jezusowi, w jakiś sposób otwiera się na tego, który jest z Nazaretu, wtedy otrzymuje obietnicę: zobaczysz o wiele więcej. Musi jednak podjąć decyzję, by wyjść ze swojego schematycznego patrzenia na ludzi. Dopiero ten "ryzykowny" krok, da mu zdolność by dostrzec więcej.
Bóg dał nam Kościół, który w założeniu miał być wspólnotą różnorodności. Niestety są momenty, w których wielu z nas wraca do starego zdania: "a cóż może być dobrego z Nazaretu?", wtedy wszystko, co nie jest "z naszej miejscowości", otrzymuje łatkę "Nazaret". Nie ma już wtedy dyskusji, słuchania, poszukiwania, ale jest tylko jedno: "ja wiem lepiej".
Tylko że z Nazaretu był Jezus.
Wielu z nas ma potrzebę wygrania "pojedynku na słowa", bo barykadujemy się w swoim racjonalizmie, przekonaniu, że wszystko - w tym wiara - jest wytłumaczalne i da się przenieść na grunt nieskończonych logicznych wywodów. Nie udowadniamy sobie w istocie wyższości swej wiary, lecz wyższość własnego rozumu (we własnym mniemaniu).

84
Droga / Odp: Droga
« dnia: Styczeń 04, 2024, 09:10:19 am  »
Paweł Kosiński SJ

Komentarz do Ewangelii (czwartek, 04 stycznia 2024 r.)

Obraz: Oczyma wyobraźni zobaczę Jana Chrzciciela, Andrzeja, brata Szymona i drugiego ucznia, którzy są w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu. Było popołudnie. Zobaczę, jak spotkanie z Jezusem wywarło na nich wielkie wrażenie.

Myśl: Jan Chrzciciel wskazuje dwom swoim uczniom na Jezusa, Baranka Bożego, i oni idą za nowym Nauczycielem. Byli to Andrzej, brat Szymona Piotra i drugi uczeń, którego imienia nie znamy. Najczęściej utożsamiany on jest z Janem, ale mógłby to być i Filip, lub inny uczeń, z którym każdy może się utożsamić. Spotkanie musiało wywrzeć na nich wielkie wrażenie, skoro po latach pamiętali detale i okoliczności tej rozmowy. Ewangelista w tym krótkim fragmencie mówi wielokrotnie o ‘mówieniu’, ‘widzeniu’, ‘naśladowaniu’ Pana. Pokazuje przez to dynamizm wewnętrzny, jaki nami powoduje w spotkaniu z Chrystusem, Słowem.

Emocja: "Czego szukacie?". W Ewangelii św. Jana to są pierwsze słowa Jezusa do człowieka. Nie jest to stwierdzenie czy nakaz, ale pytanie, jakie każdy musi sobie stawiać: czego tak naprawdę szukam w moim życiu na co dzień, w mojej pracy i w moich relacjach?

Wezwanie: Poproszę o łaskę odwagi w pójściu za Jezusem w mojej codzienności. Podziękuję Bogu za tych, którzy wskazują mi na Jezusa i wspierają na co dzień w moich wyborach. Przypomnę sobie swoje pierwsze, świadome doświadczenie religijne i jego okoliczności, rozważając przez chwilę jego znaczenie.



Grzegorz Kramer SJ

Niektórzy zadają pytanie, co będzie, kiedy się zdecydują na poszukiwanie i znalezienie swojego powołania; co będzie, kiedy je odnajdą, porzucą swoje bezpieczne tory. Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, bo nie wiem, co i jak będzie. Po drugie nawet nie chcę wiedzieć. Trzeba samemu wyruszyć i się przekonać, czym ten krok będzie dla nas. Jak w tej Ewangelii.
Na pytanie: „Nauczycielu, gdzie mieszkasz”, Jezus nie podaje adresu, ale odpowiada: „chodźcie, a zobaczycie”. Tego, co nas czeka, nie da się opisać, nie da się powiedzieć: „twoje szczęście jest w tym i w tym, jest takie i takie”. Wyjdź, zaryzykuj, a się przekonasz i będziesz wiedział.
Czasem rozmawiam z ludźmi niewierzącymi. Lubię to robić, wiem, że trzeba to robić, ale wiem też, że nie da się opowiedzieć Boga, tak jak nie da się opowiedzieć Miłości. Można opisywać, można mówić, kim On nie jest. Ale nie da się opowiedzieć, Kim jest i jak się Go doświadcza. Podobnie jest z naszym wyruszeniem, z naszym odkryciem powołania. Jeszcze nie spotkałem małżeństwa, które w sposób wyczerpujący opisałby swoje małżeństwo. Zaryzykuję i powiem, że wiedza jest wrogiem szczęścia. Wiedza w sensie opisu, wnioskowania, to poczucie, że wiem. Wiedza, opisy są potrzebne do pewnego momentu. Tak jak do pewnego momentu na drodze Jana i Andrzeja był potrzebny Jan Chrzciciel. Na pewnym etapie. Później już nie.
Szukać rzeczywiście swojej drogi to nic innego, jak rzucić się w głęboki nurt rzeki. Owa droga, nie może być tylko bezpieczną formą przetrwania. Takim ciepłym przyczółkiem, w którym będzie nam po prostu dobrze. W tym procesie nie można też pominąć zasadniczego pytania, które stawia Jezus: „czego szukacie”. Trzeba zacząć od swojego serca, ono wie, co jest twoją drogą. Jezus zaczyna od tego pytania, jakby chciał pokazać, że właśnie w nim jest zapisana twoja droga czy powołanie, jakkolwiek to nazwiemy. Punktem wyjścia – jeśli mamy być szczęśliwymi ludźmi – nie może być coś, co jest zewnętrzne, jakiekolwiek uwarunkowania, ale nasze pragnienia, ukryte w sercu. Wszystko, co się później wydarzy, jest stoczeniem walki o nasze pragnienia.
Czego szukasz? Czego ty chcesz?

85
Droga / Odp: Droga
« dnia: Styczeń 03, 2024, 11:14:00 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Dziś święto imienia Jezus. Jego imię przypomina, że Bóg nas zbawia.
Dostrzeżmy fakt posiadania przez nas serca i potrzeby jego odzyskania. Jest to koniecznie dlatego, że w nim jest zapisane nasze niepowtarzalne imię, które opisuje tożsamość i cel życiowy. Sporą część naszego życia przeżywamy tak, jakbyśmy nie wiedzieli kim jesteśmy. Jakbyśmy żyli z garbem na plecach. Po latach nie jesteśmy już nawet w stanie określić, co tym garbem jest. Wiemy tylko, że jest.
Dziś, to dobry czas na to, by pozbyć się zasłony, która jest między tym kimś, kim wydajesz się być, a tym kimś, kim naprawdę jesteś.
Wpadliśmy w sidła tego, że naszą tożsamość nadają nam inni, albo raczej ich oczekiwania w stosunku do nas. Budujemy nasze fałszywe ja, a później nieraz przez całe życie musimy je sztucznie podtrzymywać, by nie zostać nagim, by być w uwadze innych. Nie wiemy do końca, kim jesteśmy, jakie jest nasze prawdziwe imię, więc ratujemy się półśrodkami, którymi są role na jakiś czas.
Z samego faktu naszego człowieczeństwa wynika to, że jesteśmy obdarowani niepowtarzalną chwałą. Nasze imię jest jedyne i niepowtarzalne. Popatrz choćby na swoje dłonie. Każdy z nas ma niepowtarzalny ich kształt, linie papilarne. Zaryzykuj i zajrzyj do serca, zobacz jak wiele jest tam zapisane. Ostrzegam, to jest bardzo niebezpieczne, to jest wędrówka do krainy, w której zobaczymy, jaki naprawdę jest Bóg, bo w sercu każdego z nas jest Jego odbicie.
Z odkrywaniem swojego prawdziwego imienia jest trochę jak z pasterzami z Ewangelii. Przyszli, doświadczyli i wrócili. I można by na tym poprzestać. Większość ludzi tak przeżywa życie i Boga. Nie pozwalają sobie na więcej niż to, co widać. Cała reszta jest kwitowana cynicznymi stwierdzeniami o bujaniu w obłokach. A jednak ci pasterze wrócili inni - przemienieni. Wracają i wielbią Boga za wszystko, co widzieli i słyszeli. Nie ma mowy o tym, że zrozumieli. Bo zapewne niewiele zrozumieli. Życie pasterzy wcale się nagle nie zmieniło, nie otrzymali fortuny, nie byli wcale zdrowsi, a jednak doświadczyli Boga. W sposób dla nich niezrozumiały, zaskakujący i niezaplanowany. Doświadczyli Go jednak w taki sposób, że wrócili inni.

86
Droga / Odp: Droga
« dnia: Styczeń 02, 2024, 10:46:57 am  »
Paweł Kosiński SJ

Obraz: Jan Chrzciciel składa swoje świadectwo w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie udzielał chrztu. Oczyma wyobraźni zobaczę to miejsce. Posłucham słów Jana, jego wyznania. Przyjrzę się swoim odczuciom i skojarzeniom.

Myśl: Jan Chrzciciel jest typowym świadkiem Słowa - Boga, Logosu. Oczekuje na spotkanie ze Słowem - Chrystusem, intuicyjnie wyczuwa Jego obecność, uznaje je w Jezusie, Baranku i wskazuje na Nie innym. Jan jest człowiekiem pragnień. Jego życie jest dla innych, jest narzędziem w ręku Boga. W pewnym sensie jest "prototypem" ucznia. Najpierw poznaje i akceptuje swoją rolę jako herolda, "głosu na pustyni", by potem stać się "Przyjacielem Oblubieńca", wskazać na Chrystusa i usunąć się w cień, "umniejszyć się".

Emocja: "Kim jesteś?". To pytanie jest ważne w całym naszym życiu, nie tylko wiary. Często odkrywamy swoją tożsamość w relacji do Boga i do drugiego człowieka. Czasami jesteśmy jednak konfrontowani w tym, akceptowani lub odrzucani. Wtedy, odpowiadając zgodnie z prawdą, stajemy się świadkami.

Wezwanie: Poproszę o łaskę pragnień takich, jak Jan, by być świadkiem Słowa. Podziękuję za tych, którzy dla mnie byli takimi "świadkami Słowa" w życiu. Pomodlę się słowami kolędy, która teraz mi przyjdzie na myśl.

87
Droga / Odp: Droga
« dnia: Grudzień 29, 2023, 09:49:31 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Czytamy w dzisiejszej Ewangelii hymn starca Symeona. I on jest genialny.
Symeon jest przedstawicielem ludzi WIERZĄCYCH. On wierzy Bogu i Jego obietnicy i ma w sobie pragnienie, by inni dostąpili zbawienia, by przyszedł do nich zbawiciel. Człowiek wierzący myśli o innych.
Mamy, prócz ludzi wierzących, ludzi POBOŻNYCH. Różnica polega na tym, że ci skupiają się na sobie, na swoich przeżyciach, stanach duchowych, emocjach, które przeżywają, również na swojej grzeszności, na babraniu się w niej.
Im jesteś bliżej Boga, im bardziej Jemu wierzysz, tym bardziej jesteś skupionym na drugim człowieku i jego dobru.
(Łk 2, 22-35)

88
Droga / Odp: Droga
« dnia: Grudzień 28, 2023, 02:38:38 pm  »
Grzegorz Kramer SJ

Gdy Herod dowiedział się, że narodził się Ktoś, kto może mu zagrozić w jego panowaniu, postanowił zabić to niemowlę. Jako że nie potrafił zlokalizować konkretnego dziecka, wymordował ich o wiele więcej. Dla zła nie liczy się człowiek. Liczy się efekt, cel. Ta historia pokazuje też jak silną motywacją są uczucia. W tej historii widzimy gniew, ale i lęk czy euforia, każde uczucie nie nazwane, nie przepracowane potrafi pchać człowieka do różnych decyzji.
Chrześcijaństwo jest rzeczywiście drogą dla ludzi, którzy chcą wznieść się ponad siebie samych. Kiedyś podczas kazań mówiłem: „obyśmy nie musieli ginąć za Chrystusa”. Dziś myślę inaczej - obyśmy MUSIELI umrzeć za Jezusa. „Nikt nie ma większej miłości od tej, kiedy oddaje życie za przyjaciół swoich”. Dodaje smaku do życia świadomość, że jesteś w czymś, z kimś na serio, że nie bawisz się kimś, mówiąc mu wielkie słowa, a kiedy przychodzi moment najmniejszej ofiary z siebie, chronisz swoje cztery litery. Zły wpada w szał, kiedy nie idzie zgodnie z jego planem. To ważna wskazówka. Często ten szał się obok nas uaktywnia, a my tym prowokacjom dajemy się złamać, wciągnąć. I zabijamy. Może niekoniecznie drugiego człowieka, ale siebie. I jestem przekonany, że tak, jak Józefowi Bóg posłał Anioła z ostrzeżeniem, tak posyła go nam. I tak, jak Józefowi zapewne, po przebudzeniu, wcale nie było łatwo uwierzyć w dziwną wiadomość, tak i nam jest bardzo trudno uwierzyć znakom.
Po raz kolejny Józef – ostoja cierpliwości, spokoju, stabilności – wierzy w sen. Ufa, że głos, który usłyszał w nocy jest głosem Boga. Często czytam Pismo z pozycji cwaniaka. Znam je, znam różne komentarze (co jest bardzo dobre i potrzebne), a później się wymądrzam. Mówię wtedy, że wiem, że dziś Bóg na pewno pewnych rzeczy nie robi. Nie spotkałem się z czymś takim we współczesnym Kościele, by ktokolwiek odpowiedzialny powiedział: „miałem sen, wiem co mam zrobić”. Dziś powiemy, że nie należy przywiązywać do tego wielkiej wagi (sam tak innym mówię). Dziś wszystko, co czynimy jest, jak to napisał R. Rohr: „ukościelnione” – wpisane w konkretne instrukcje, przepisy; zawsze znajdzie się jakiś zapisek, który jasno precyzuje, co wolno, a czego nie. Warto, patrząc na Józefa i podziwiając Jego działanie, samemu wejść w taki rodzaj przeżywania Boga, gdzie jest miejsce na ryzyko. Przecież Józef musiał zaryzykować. Ucieczka do Egiptu to nie była wycieczka krajoznawcza. Kobieta po porodzie, on - niedoświadczony ojciec, bez żadnego przygotowania rodzicielskiego, małe dziecko, wielkie zamieszanie, bo przecież pamiętał o swoich wątpliwościach, o dziwności całej tej sytuacji, potem okazało się, że przychodzą obcy ludzi oddać pokłon Małemu. To strasznie dużo, jak na jednego człowieka. A jednak ryzykuje po raz kolejny. Słucha głosu ze snu i wyrusza w długą i niebezpieczną drogę. On nie znał dalszej części tej historii, tak jak my.
Herod się wkurzył. Zły zawsze się wkurza, kiedy człowiek wbrew sobie, racjonalności i konwenansom słucha głosu Boga. Właśnie wtedy, kiedy idziemy jak po ostrzu brzytwy, Bóg może zrobić najwięcej. Świetnie to pokazują te historie z życia Józefa. Życie polega na tym, że człowiek ryzykuje, ale ufając swojemu sercu. To, co Józef usłyszał, później zapisano jako głos Anioła. Być może było to działanie Anioła, a może było to jego wewnętrzne przekonanie, które zrodziło się w oparciu o doświadczenie, troskę, poczucie odpowiedzialności i słuchania Boga na modlitwie. Po raz kolejny widać, jak Słowo staje się ciałem – konkretną decyzją i działaniem. Józef nie bawi się w teoretyzowanie o odpowiedzialności, nie opowiada o trosce wobec Jezusa, czy swojej miłości do Kobiety. On to czyni. Tak jak potrafi najlepiej; zapewne znalazłoby się wielu takich, co wiedzieliby, jak to zrobić lepiej, mądrzej i roztropniej. No, ale to On był „tym” Józefem i zrobił to po swojemu.
Jestem przekonany, że Kościół, że my, musimy wziąć poważnie Józefa "na tapet", przestać się wzruszać "białymi liliami", a zobaczyć w Nim człowieka wierzącego w Boga, a nie chowającego się w wygodne przepisy postępowania. Pojawia się w tej Ewangelii pytanie, na które nie znam odpowiedzi, a które pokazuje, że wiara to nie jest "miły klimacik", w którym wszystko da się zaplanować, przewidzieć i ogarnąć rozumem. Dlaczego Bóg nie uratował wszystkich innych chłopców?

89
Droga / Odp: Droga
« dnia: Grudzień 27, 2023, 09:34:11 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Ewangelia o Zmartwychwstaniu to jest największy hardcore w historii świata. Do grobu wchodzi dwóch mężczyzn, nie widzą ciała, są tylko płótna, patrzyli na to samo, Jan uwierzył, a Piotr? Jeszcze nie. Jan musiał mocno doświadczać Jezusa, jeszcze przed Jego Śmiercią, był bardzo blisko.
Czytając Ewangelię widzę, że doświadczać Jezusa, to wcale nie znaczy: nie mieć wątpliwości, grzechów, być na 100% pewnym siebie, czy nie potrzebować wsparcia. Być człowiekiem, który Go doświadczył wcale też nie znaczy, że nadajesz się do każdego zadania i że każdemu podołasz, że będziesz odnosić sukcesy rodzicielskie i duszpasterskie. To, że nazywamy siebie chrześcijanami nie znaczy, że mamy być super-ludźmi. Najważniejsze jest to, by On mógł być obecny w naszym życiu, byśmy właśnie w codziennym doświadczaniu Jego Osoby, nauczyli się Go tak bardzo, jak niewidomy swojej drogi do domu. Musimy znać każdy Jego szczegół, sposób myślenia, działania, rozpoznawać Jego emocje, to co Go porusza, wkurza, a co cieszy. To jest szalenie ważne dla momentu, w którym będziemy mieli swój moment rozpoznania tego, że On żyje.
Przyjdzie lub już przyszedł taki moment w naszym życiu, kiedy wejdziemy do jakiegoś „grobu” i uwierzymy. Po prostu będziemy wiedzieć, że On żyje. Inni zapytają o dowód, o racjonalne powody takiej postawy, a my jedyne, co będziemy mieli do powiedzenia, to to, że zobaczyliśmy jakieś „płótna.
Przyjdzie później pokusa, by innych sprowadzać do naszego doświadczenia, nie róbmy tego. Oni inaczej doświadczali Jezusa przed swoim „grobem” niż my. Znajdą się też tacy, którzy będą chcieli od nas wszystkich szczegółów, by to odtworzyć na sobie. Opowiedzmy im jak najwięcej, ale dajmy im wolność, niech szukają swojego doświadczenia Boga. Piotr potrzebował więcej czasu, choć widzieli to samo.
I nie bójmy się innym ogłosić tego, że doświadczyliśmy, że to zmieniło nasze życie. Nie dawajmy im instruktażu, że muszą jak my. Nie muszą. Będziemy wiedzieć, że musimy im to oznajmić, będzie tak dlatego, że doświadczymy Życia, nie śmierci.

90
Droga / Odp: Droga
« dnia: Grudzień 22, 2023, 09:25:36 am  »
Grzegorz Kramer SJ

W dzisiejszym fragmencie Ewangelii (Łk 1, 46-56), Maryja uwielbia Boga, chwali się przed Nim. Mówi, że doświadcza wielkich rzeczy, że będą Ją błogosławić wszystkie narody. Gdyby ktoś z nas powiedział, że będą go chwaliły wszystkie narody, wysłalibyśmy go do psychiatry.
Żyjemy często w rozdwojeniu, polegającym na tym, że z jednej strony chcielibyśmy się pochwalić, pokazać innym, a z drugiej nasze wychowanie czy kompleksy nie pozwalają nam na to, a do tego jeszcze dorzuca swoje trzy grosze źle pojmowana religijność, która podpowiada, że nie wolno się chwalić.
Tymczasem nasze serce i Ewangelia, zachęcają nas do tego, by podnieść głowę i być dumnym, by potrafić powiedzieć, co jest moim sukcesem, obdarowaniem, by powiedzieć: moje życie jest dobre, pomimo porażek, bo jest w nim mnóstwo dobrych spraw i rzeczy, którymi mogę się przed sobą, innymi i Bogiem pochwalić.
W pierwszym czytaniu zauważmy jedno zdanie: To ja jestem ową kobietą. To ja jestem. Warto siebie zauważyć. Warto siebie, innym pokazać, pokazać sobie i Bogu. Nie bójmy się zaznaczać swojej obecności i swojego bycia. To nie pycha, to oddanie chwały Bogu, to ucieszenie się swoim życiem, dowartościowanie bożego daru.
Jak Maryja, która dziękuje Bogu, zaraz po tym, kiedy wszystko się zaczęło. Zobaczcie Ona nie wyśpiewuje swojego hymnu przed śmiercią, kiedy już będzie miała pewność, że wszystko się udało.  My często, kiedy coś się zaczyna, boimy się, mnożymy miliony wydumanych problemów, których jeszcze nie ma, asekurujemy się na wszelki wypadek, jeśliby się nie udało.
To generuje coś innego. Postawę smutku, bo potrafimy się cieszyć tylko wtedy, kiedy już coś osiągniemy, zdobędziemy. A tak naprawdę, jeśli nie ma radości oczekiwania, nie ma też radości spełnienia. Przed nami Boże Narodzenie, spełnienie oczekiwania.

Strony: 1 ... 4 5 [6] 7 8 ... 129