3
« Ostatnia wiadomość wysłana przez pawel dnia Maj 29, 2024, 09:00:08 am »
Grzegorz Kramer SJ
On zapytał ich: Co chcecie, żebym wam uczynił?
Wiesz w ogóle, w jakim celu za Nim chodzisz? Bo można się oburzać na tę kobietę i tych dwóch bezczelnych apostołów, na wielu współczesnych nam ludzi, którzy realizują swoje pasje, które nam się nie podobają. Ale pytanie zasadnicze brzmi: a ty wiesz, czego chcesz, czego pragniesz?
To pytanie jest ważne, bo wszyscy mamy swoją rolę w Wielkiej Opowieści. By ją odnaleźć, trzeba się zwrócić z pytaniem do Reżysera, do Jezusa. Jednak to nie jest tylko odtwarzanie jakiejś roli, On stawia pytanie: czego ty chcesz? Bez pytania o pragnienia i odpowiedzi na nie grozi nam to, w co wpadli ci dwaj z Ewangelii. Grozi nam fatalna pomyłka. Pomylenia bajora z morzem. Zdarza się nierzadko, że ludzie myślą, że życie, którym żyją jest szczytem ich marzeń i możliwości. Wchodzą w poczucie, że już nic więcej nie mogą, nie dlatego, że obiektywnie się nie da więcej, ale dlatego, że osiągnęli coś, co daje im poczucie bezpieczeństwa. Jak Ci dwaj. Chcieli tylko stanowisk. Mieli na wyciągnięcie ręki Kogoś wielkiego, mogli wejść w wielką przygodę, a oni skupili się na wydumanej karierze.
Zobacz po swoich przyjaciołach, po swoich bliskich. Ba, spójrz na siebie samego. Można wyraźnie zauważyć, kto zrezygnował z prawdziwego życia na rzecz przetrwania; kto stracił ducha, przestał pragnąć za cenę takiego czy innego „stołka”, na którym siedząc osiągnie tzw. „święty spokój”.
Ludzie przestają pragnąć nie dlatego, że nie mogą zrealizować marzeń, ale dlatego, że poddają się lękowi przed porażką. Tych dwóch weszło w pozory. Pomyśleli, że jeśli uda im się załatwić sobie dobre miejsce, będą szczęśliwi. Tymczasem moja i twoja godność nie wynika z tego, kim jesteśmy i co robimy na tej ziemi. Ona wynika z miłości, która w dzisiejszej Ewangelii jest opisana jako służba i cierpienie. Miłość rozumiana nie jako ckliwość emocjonalna, skupianie się na sobie i swoich odczuciach. Ale jako wybór Boga i dobra. Sam Bóg wybrał miłość do nas. To się wiąże z Jego cierpieniem. Cierpieniem, które objawia się w możliwości, z której często korzystamy – odrzucenia Jego miłości.
Pozory zaczynają się wtedy, kiedy chcemy iść na skróty, kiedy mówimy: „teraz zakombinuję, a później się zmienię”. Oszustwo. My nie mamy jeszcze jakiegoś jednego życia. Jest „tu i teraz”. Reszta nie istnieje. Albo tu zostaniemy kimś, kto żyje z podniesioną głową, realizując swoje pasje i wybierając miłość jako służbę i cierpienie, albo będziemy jak ci dwaj, szukać ciepłych i wygodnych posadek. Byleby się jakoś ustawić. W relacjach, nie biorąc odpowiedzialności za innych, wieszając się na nich, nie dając im wolności. W naszej karierze, tak czy inaczej rozumianej, gdzie celem w pewnym momencie może stać się chwała. Można zacząć robić dobre i Boże rzeczy i skończyć jako gwiazdor, który zgubił po drodze Boga.
Czy więc odważymy się obudzić serce do tęsknoty, do pragnienia, do życia na pełnych obrotach? Czy więc zaryzykujemy możliwość zranienia?
Chrześcijaństwo, Jezus nie wzywa do świętego spokoju, do bycia grzeczną dziewczynką i takim chłopcem. Wręcz przeciwnie. On wzywa do życia, do szaleństwa. Jeśli nie ma w nas szaleństwa, serca rozszerzonego, to dawno przestaliśmy być wyznawcami Jezusa, staliśmy się ciepłymi kluchami, które zakładają w niedzielę odświętne ubrania, by pokazać sobie, że jesteśmy w porządku. Nie jesteśmy. Właśnie do ciepłych kluch Jezus dziś mówi – „Nie wiecie, o co prosicie”.