Paweł Kosiński SJ
Obraz: Uczestniczymy w tej scenie ewangelicznej przyglądając się postawom różnych postaci, ludziom bogatym i ubogiej wdowie. Posłucham słów, które wypowiada Jezus. Przyjrzę się też swoim odczuciom.
Myśl: Jezus rozpoczyna swoje posługiwanie od uzdrowienia teściowej Piotra, a kończy je dając za przykład ubogą wdowę. Postawa tych dwóch kobiet wskazuje, że one żyją duchowością ewangelii. Jak Jezus służą i oddają swoje życie dla innych. W tym fragmencie Chrystus uczy nas też, że nie można sądzić po pozorach. Prawdziwe rozeznanie sprawia, że nie dajemy się zwieść temu, co zewnętrzne, ale oceniamy rzeczy po tym, jakie mają znaczenie głębsze, duchowe.
Emocja: Ufność. Postać ubogiej wdowy pokazuje, że czyny materialne świadczą o prawdziwych intencjach. Niepozorne i niewielkie środki świadczą o szlachetnej postawie w duchu.
Wezwanie: Poproszę o łaskę wolności duchowej, braku przywiązania do rzeczy. Podziękuję za przykład hojności, jaki mam od innych ludzi – ‘ubogich wdów’. Postaram się zapamiętać jakąś myśl z tej modlitwy.
Grzegorz Kramer
Ta wdowa z całego niedostatku dała dwa pieniążki.
Bywa tak, że nie mamy Mu co wrzucić. Wstajesz po nocy, która miała być ukojeniem i odcięciem się od smutku, a to dalej jest. Wstajesz z nadzieją, że jakimś cudem zaraz znikniesz i przestaniesz „być”. A jednak jesteś. I choć wiesz, że jeszcze te kilka chwil możesz uciekać, chować się z kubkiem ciepłej kawy, to jednak zaraz trzeba wrócić do obowiązków.
I właśnie takie dni są „najlepsze”, bo dajesz, albo pragniesz dać swoje „nic”. W takich dniach widzimy jacy przeciętni jesteśmy. Czyny, słowa, pragnienia, a nawet grzechy. Wszystko jest na poziomie przeciętności i wielkiej nędzy. I choć wiemy, że Bóg cieszy się tym nędznym wkładem, my nie potrafimy. To taki trudny moment w relacji z Nim, kiedy On może więcej ode mnie. Niby oczywiste, a jednak włącza się pokusa bycia bogatym przed Bogiem.
Według mnie ta Ewangelia, nie jest o ubogiej wdowie, ona jest po to, by potrząsnąć tymi, co sobie myślą, że Boga można kupić, że można być takim cwaniakiem, który wypracuje sobie zbawienie, szczęście i miłość. On dziś wszystkim tym religijnym karłom, które mają przekonanie, że kiedy wyrobią sobie pozycję, to już są kimś, daje jako przykład do naśladowania - ubogą kobietę. Ci ludzie budują pozycje, uznanie, poczucie tego, że robią wielkie rzeczy dla Boga, ludzkości i siebie, a w rzeczywistości te skarby są tylko przykrywką strachów, lęków i kompleksów. Każdego, kto postanowi im przypomnieć, że nie są „pępkiem wszechświata” – unicestwiają, mają za wdowę, która nic nie znaczy. Znajdą uczone, mądre i pobożne epitety, byleby usprawiedliwić swoje egoistyczne bogactwo. Tacy bogacze (religijni) znajdą milion powodów, by potępić „innych”, a siebie usprawiedliwić, a wszystko to w imię starej zasady: „jesteś bogaty – Bóg ci błogosławi”, jest z tobą, po twojej stronie.
Nie, ta Ewangelia nie jest pochwałą lenistwa, ale jest przeciwko tym, którzy chcą z chrześcijaństwa zrobić kolejny biznes (finansowy czy psychiczny), kolejny system, w którym usprawiedliwią swoje plugastwo, nie zauważając ubogiej wdowy.
Bogu można dać tylko to, co jest dla mnie w tym momencie wszystkim. Przede wszystkim swoją nędzę, bo ta nigdy nas nie opuszcza. Poczucie bycia nędzarzem uczy dystansu do siebie i swojego bogactwa (czymkolwiek ono jest). Bez tego poczucia stajesz się bogaczem, który drży, by ktoś mu czegoś nie ukradł. „Kto ma uszy, niechaj słucha” (rozumie).
Jezus jest – dla mnie – Kimś, kto przychodzi w zwykłości, w codzienności, w wątpliwości i braku rozumienia. Przychodzi, kiedy ktoś mną pogardza i wyśmiewa. Kiedy ja sam – sobie to robię. Na szczęście, On nie jest kimś, kto się obraża za moją głupotę i moją niemoc. Przychodzi do mnie i przez swoje Wcielenie, dostosowuje się do mojego nędznego poziomu.
(Łk 21, 1-4)