Grzegorz Kramer SJ
Czasem ludzie chcą w jakiś sposób „wynagrodzić” Bogu grzechy swoje i świata. Zawsze się zastanawiam, co tak naprawdę znaczy ten zwrot?
Dzisiejszy fragment (Mt 9, 9-13) o powołaniu Mateusza daje pewne światło na tę kwestię. Tak naprawdę te wszystkie przebłagania powinny mieć jeden cel: nie tyle ubłagać Boga, bo On przez krzyż i swoje Zmartwychwstanie, dawno wszystko nam darował, ich celem jest to, byśmy my otworzyli się na Jego miłość. To my musimy otworzyć nasze serca na Jego przebaczenie i uzdrowienie, nie On swoje dla nas. Tak, jak to było z Lewim. To on musiał się otworzyć na Jezusa, który wszedł w jego świat.
Oby to nasze „wynagradzanie” nie było bliskie postawie faryzeuszy, z dzisiejszej ewangelii. Ludzi przecież pobożnych. Zapewne byli przekonani, że Bóg jest dobry, a jednak, kiedy Jezus staje obok grzesznika, kiedy proponuje mu pójście za sobą, to oni się gorszą i oburzają. Jezus nie wdaje się w dialogi i nie tłumaczy. Wypowiada tylko jedno zdanie, cytat ze Starego Testamentu: „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.
To jest wskazówka dla nas - miłosierdzie, nie Boga względem nas, ale miłosierdzie nasze względem innych ludzi. Idąc za dzisiejszym tekstem, wcale to nie muszą być wielkie czyny, czasem większym miłosierdziem względem ludzi jest dobre słowo na ich temat czy po prostu ludzkie podejście.
Dlatego może zamiast smutnego użalania się nad złym i grzesznym światem, największym wynagrodzeniem Panu będzie dostrzeżeniem piękna w innych, szczególnie w tych, którzy na co dzień raczej według nas nie są najpiękniejsi? Może w tych, którzy na co dzień są przez nas mało kochani, czy wręcz znienawidzeni? Może wynagrodzeniem Panu za grzechy świata będzie ucieszenie się swoim życiem i swoim dobrem? Może wspólne jadanie z grzesznikami, jest najlepszym sposobem na życie? Jadanie z tymi, którzy są według naszych głęboko skrywanych opinii, gorsi od nas, to sposób Jezusa na okazanie miłosierdzia. Warto podumać, kogo byśmy do naszego stołu nie zaprosili…, warto o tym pomyśleć, szczególnie teraz, kiedy tyle wszyscy mówimy o różnicach, kiedy emocje biorą górę i tyle głupich słów pada z naszych ust, z każdej strony. Naprawdę wynagradzać Panu za zło i słabość, to nic innego jak szukać dobra w innych ludziach, czynienie miłosierdzia, pokazywanie swoimi emocjami, wyborami swoim życiem, że chcemy w innych widzieć dobro i chcemy dać im szansę, nawet jeśli do końca ich nie rozumiemy i do końca nie zgadzamy się z nimi. To nie ma nic wspólnego z naiwnością.