Oczywiście tekst dzisiejszej Ewangelii mówi nam o tym, jaki jest Bóg, ale mówi językiem przypowieści, obrazu. Nie jest to obraz całościowy, raczej pokazujący „część” tego jaki On jest.
Według mnie, centralną częścią tego tekstu jest fraza: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czyż nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?”
Ta wypowiedź gospodarza, który jest obrazem Boga, pokazuje mi, że to, co wiemy o Bogu, co o Nim mówimy i w Jego imię działamy w życiu innych ludzi, jest często naszą interpretacją Jego Osoby, a nie realnym opisem tego jaki jest. Ten skrzywdzony - w swoich oczach - najemnik z pierwszego naboru nie mówi przecież nic złego. Myśli według ludzkiej sprawiedliwości i ekonomii - więcej pracowałem, więcej mi się należy. Jednak zapomniał, że umawiał się na konkretną sumę za pracę. Dostaje tyle, ile miał dostać. Nikt go nie oszukuje, to On miał swoje oczekiwania.
Bóg jest inny od tego, co my o Nim myślimy. Jest sprawiedliwy, ale nie jest ręką ludzkiej sprawiedliwości. Jest miłosierny, ale nie jest bezradnym wobec zła, człowiekiem. Jest Inny. Inny od tego, co o Nim myślimy, mówimy i jak sobie bierzemy Go, by próbować Nim manipulować w naszych ludzkich interesach. Również tych dotyczących religijności i pobożności. Jest Inny, to znaczy jest dobry.
To, co dziś - jeszcze - przebija z tego tekstu, to fakt, że Bóg pokazuje mi, że bezczynność zabija. I oczywiście nie chodzi o pracoholizm, ale o poczucie, że jestem do czegoś przydatny, że ktoś mnie chce do pracy. Każdy człowiek jest ważny i każdy człowiek nadaje się do życia. W oczach Boga. W ludzkich oczach jesteśmy często, jak na targu niewolników. Nikt nam nie daje szansy, widzą w nas często braki i te cechy, które nas przekreślają. On widzi w każdym szansę.
Lubię patrzeć na siebie, jak na robotnika ostatniej godziny. Nie przez kokieterstwo, ale przez znajomość siebie. Ma na to patrzenie też wpływ to, co nazywamy historią życia, kompleksami, talentami. Już nie mam potrzeby udowadniania sobie i innym, że jest inaczej, że „wszystko można zmienić”. Tak, wszystko można, uznając swoje miejsce na ludzkim targu niewolników. Jednak On widzi we mnie szansę, do ostatniej mojej godziny. To mnie tanio nie pociesza, ale daje motywację do tego, że warto czekać, i że w związku z tym, mogę kochać i innych.
(Mt 20, 1-16)