Paweł Kosiński SJ
Komentarz do Ewangelii (środa, 30.08.2023)
Obraz: Jezus piętnuje "obłudę" swoich słuchaczy, przede wszystkim uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Posłucham tego, co mówi. Przyjrzę się swoim skojarzeniom i odczuciom, bo taka postawa zagraża i mnie.
Myśl: Mamy być dziećmi jednego Ojca, a w pełni ma to się wyrażać w braterstwie jedni wobec drugich. Hipokryzja to wielkie zło. "Obłudnik" wykorzystuje Słowo Boże, żeby zyskać poklask. Nie jest prawdziwy. Słowa nie są realizowane w praktyce życia. Wszystko jest pozorem, "robieniem wrażenia". Na zewnątrz świeci i błyszczy, wewnątrz jest zatrute i gnije. Istnieje "zewnętrzna bezgrzeszność", która kryje ‘szukanie samousprawiedliwienia’, a pod pozorem dobra rodzi wszelką niegodziwość.
Emocja: Żal za grzechy innych. Robimy wrażenie, jakbyśmy byli bez grzechu, a one dotyczyły tylko innych. Musimy zacząć bić się we "własne piersi". Nic nam nie da wskazywanie na grzechy cudze. Zamiast patrzeć i "wytykać palcami" kogoś innego, sam muszę uderzyć się we własną pierś.
Wezwanie: Proszę o łaskę uczciwego przyznania się do grzechu, rozpoznania się wśród tych, o których Pan mówi ‘biada wam’. Podziękuję za możliwość oczyszczenia w sakramencie pokuty.
W duchu skruchy wypowiem słowa spowiedzi powszechnej: „Spowiadam się Bogu wszechmogącemu i wam bracia i siostry, że bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem; moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Przeto błagam Najświętszą Maryję zawsze dziewicę, wszystkich Aniołów i Świętych i Was bracia i siostry, o modlitwę za mnie do Pana Boga naszego. Amen!”.
Grzegorz Kramer SJ
Dziś tylko pisany komentarz do Ewangelii (Mt 23, 27-32).
No i znów Bóg przez Słowo odsłonił kawałek mnie. Znów pokazał, że jest we mnie marny aktorzyna, lubiący zakładać ładne maski. Często jestem uśmiechnięty, szczęśliwy, zawsze mający dobre słowo w zanadrzu i ciętą ripostę, kiedy trzeba. Zdarza się mi też maska księdza dobrego, a kiedy trzeba to i srogiego. Zakładam czasem maskę wielkiego grzesznika, by zaraz później złożyć ślicznie rączki do modlitwy, co podziwiają starsze, a nabożne niewiasty. Różnie wygląda ten mój grób pobielany. Czasem to maska, a czasem litr wapna, którym oblewam stary śmierdzący grób. Niby wszyscy wiedzą, że to ściema, ale przynajmniej czysto wygląda.
Jest też obłuda wspólna, bo ta wyżej opisana jest moja, prywatna. Wspólna, bo zbieram sobie kompanów, myślących tak, jak ja i szukamy sobie proroków z przeszłości. Ludzi, których tak wygodnie jest podziwiać z perspektywy „dziś”. Taka perspektywa jest wygodna, bo przecież prorok z przeszłości nie skonfrontuje mojego wewnętrznego grobu, a ja z kolei mogę wybrać jakieś jego słowa do tego, by usprawiedliwić moje plugastwa. Dobrze jednak wiem, że gdyby taki prorok stanął przede mną „dziś” to zabiłbym go za to, że mówi mi prawdę o mich smrodach.
Dziś raczej nie spotyka się „grobów pobielanych”. Jednak na każdym cmentarzu można znaleźć bardzo ciekawe nagrobki. Niektóre są wręcz arcydziełami sztuki, inne przypominają domy, jeszcze inne są związane z czymś, co było sposobem życia leżącego wewnątrz. Są trumny dębowe, sosnowe, kartonowe, złote i metalowe. To wszystkie miejsca łączy jedno – „zawartość”: rozkładające się ciała. Wszystko można ładnie opakować, każdą nieprawość i zło. Można pod pozorem ślicznie wyglądających tez i mów obronnych (kogokolwiek) tak naprawdę być pełnym nienawiści i jadu trupiego w stosunku do drugiego człowieka. Można być bardzo zatroskanym o historię (albo jedną z jej wersji), budować pomniki, stawiać epitafia ludziom, nawet samemu papieżowi i Matce Bożej, a w środku być zwykłym, skorumpowanym politykiem, księdzem, wychowawcą, rodzicem czy małżonkiem.
Ubierając królewskie szaty, nie stajemy się automatycznie królami. Zakładając maskę sprawiedliwości, czystości i pokoju, wcale nie stajemy się automatycznie sprawiedliwi, czyści i pokojowo nastawieni do innych.
Lubię takie wymówki: „to nie ja, to oni”. I różne wariacje na ten temat. Ja mam rację, oni są głupi, nie wiedzą wszystkiego, są daleko od prawdy. I tak dalej. Te wymówki to nic innego, jak ciągłe oszukiwanie się, że w grobie nie leży trup tylko najśliczniejsza miss świata.
Cały sukces polega chyba na tym, by w końcu, sobie w twarz powiedzieć: „tak jestem trupem”. Trzeba przeżyć śmierć i się do niej przyznać, by móc później żyć. Człowiek, który przeżył śmierć nie będzie już nigdy innym udowadniał ich głupoty. On już nie jest zależy od tego, co inni myślą. On wie, że skoro doświadczył Zmartwychwstania, to jego szczęście nie zależy od tego, co inni myślą i mówią.