Paweł Kosiński SJ
Komentarz do Ewangelii (Mt 15,29-37)
Obraz: Jezusowi w Jego działalności towarzyszyły tłumy. Oczyma wyobraźni zobaczę okolice Jeziora Galilejskiego i ludzi, którzy przychodzą do Pana. Przyjrzę się cudom, których Jezus dokonuje i posłucham Jego słów.
Myśl: Bóg przejmuje się losem człowieka. Żal (w hebr. trzewia, macica) ujawnia matczyną miłość Boga. On nas kocha bardziej niż ziemska matka, nigdy o nas nie zapomina. Rozmnożony chleb objawia tkliwą pamięć Boga wobec swoich dzieci. Uczniowie nie potrafią sobie wyobrazić, jak na pustkowiu Pan może nakarmić tłumy. Zapomnieli już o pierwszym rozmnożeniu chleba, którego doświadczyli. Dlatego Jezus z cierpliwością zaczyna od początku, by przypomnieć uczniom, że potrzebujemy tego pokarmu nie raz, ale codziennie. Ten chleb, Eucharystia, nie tylko syci głód, ale uzdrawia z licznych chorób.
Emocja: Zdumienie tłumów. Jezus zasiada na górze nad jeziorem. To góra błogosławieństw, gdzie wielu słabych, chorych i grzesznych, w bliskości Pana, za Jego łaską odzyskuje zdrowie. Jezus i dzisiaj dokonuje tych cudów, kiedy żyjemy błogosławieństwami.
Wezwanie: Poproś o zrozumienie, że prawdziwym chlebem, który karmi, jest współczucie Pana, który oddał się za nas. Podziękuj za Eucharystię, która jest codziennym pokarmem. Zaplanuj czas na Mszę świętą lub adorację Najświętszego Sakramentu, nawet jeśli tylko online.
Grzegorz Kramer SJ
Dostajemy dziś (w czytaniach:
https://www.paulus.org.pl/czytania?data=2023-12-6) obrazy związane z jedzeniem. Najpierw Izajasz snuje wizje mesjańskiej uczty, podczas której Bóg karmi wszystkich ludzi. Nie tylko ich karmi, ale zdziera zasłonę z ludzkich twarzy. Zasłonę wstydu i braku odwagi spojrzenia w dobrą twarz Ojca. Ewangelia pokazuje nam Jezusa, który karmi ludzi na pustyni, karmi każdego kto się tam znajduje, bez pytania o cokolwiek. Nie zadaje im pytań o ich godność (bo godność mają z samego istnienia), nie pyta ich o to, czy się z nim zgadzają albo dali jakiś datek. Co więcej, Ewangelista zanotował, że Jezus nie tylko opowiadam im Dobrą Nowinę i ich karmi, ale ponad to, jest mu ich żal. Widzi ich zagubienie, które nie wzbudza w nim gniewu, mściwości, czegoś na wzór ludzkiej sprawiedliwości, ale litość. Litość, czyli miłość.
To wszystko przychodzi do nas w dzień, w którym wspominamy św. Mikołaja. Dzień, który kojarzy się wszystkim z obdarowywaniem. Niestety, nie tylko Boga, wielu z nas próbuje ściągnąć do naszych ludzkich kategorii, w których Bóg jest dobry, ale nie dla wszystkich, bo podobnie jak, dla wielu św. Mikołaj, ma dla jednych ludzi nagrody, dla innych rózgi (karę). Przedarcie się z Dobrą Nowiną jest szalenie trudne, bo Dobra Nowina jest skandalicznie bezpłatna i łatwa. Człowiek, w niej, jest ofiarą, a nie zbrodniarzem. Ofiarą podstępu złego i swoich głupich decyzji. Jest ofiarą leżącą w rowie, przy drodze, którą trzeba się zaopiekować, a nie prawić jej morałów i skopać do końca. Głoszenie Boga, który jest nie dobry, zagniewanym ojcem, który jest kapryśny i którego trzeba przebłagać, uprosić i zasłużyć na miłość, ciągle wielu bardziej odpowiada. Stąd wielu się gorszy, że Mikołaj nie jest żadnym rozdawaczem rózg. Dlatego wolą opowiadać niesprawdzone teorie, że prawdziwy Mikołaj spoliczkował Ariusza za herezje, bo to wpisuje się w obraz Boga, który propagują, w którym jest miejsce na przemoc w imię dobra.
Bóg nie staje przeciw człowiekowi, nie oskarża go. A w konsekwencji nie robią tego święci, z Matką Bożą na czele. W tej opowieści oskarżyciel jest jeden – zły duch. Tak bardzo, na początku oskarżył Boga o zdradę, że teraz oskarża każdego. Bóg i jego święci jest Parakletem – naszym towarzyszem, obrońcą. To On karmi człowieka, to On, na końcu każe nam zasiąść do stołu i nam usłuży.
Dlatego tak wielu dziś gorszy się Franciszkiem, oskarżając go o zdradę katolicyzmu. A co robi Franciszek? Wraca do Dobrej Nowiny, pokazując Ojca jako dobrego pasterza, a nie urażonego tyrana, który czeka tylko na nasze potknięcia, a kiedy się zdarzą, każe nam upokorzyć się przed sobą. Pokazuje nam Ojca, który nie pasie tylko tłustych owiec w zagrodzie, ale wychodzi, zostawiając 99, po tę jedną, która ze znanych sobie powodów, wyszła z zagrody. Pokazuje nam kobietę, która zgubiła pieniążka. Tak ona go zgubiła, bo pieniążek sam się nie gubi. W końcu pokazuje nam Ojca, który wychodzi na spotkanie syna, który nie wraca, bo przeżył nawrócenie, ale dlatego, że skończyły się pieniądze i jedzenia. Jego motywacja nie jest wzniosła, ale czysto egzystencjalna: będę miał co jeść.
Taka Ewangelia, taki Kościół wielu się nie powiada. Siedząc w okopach poczucia swojej sprawiedliwości, nie wpuszczają innych, dopóki ci nie spełnią warunków. Nie próbują się wsłuchać w ludzkie historie, bo z góry wiedzą lepiej, co inni myślą i jak powinni żyć.
Bóg naprawdę jest dobry. Bezwarunkowo dobry.