Paweł Kosiński SJ
Komentarz do Ewangelii (czwartek, 04 stycznia 2024 r.)
Obraz: Oczyma wyobraźni zobaczę Jana Chrzciciela, Andrzeja, brata Szymona i drugiego ucznia, którzy są w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu. Było popołudnie. Zobaczę, jak spotkanie z Jezusem wywarło na nich wielkie wrażenie.
Myśl: Jan Chrzciciel wskazuje dwom swoim uczniom na Jezusa, Baranka Bożego, i oni idą za nowym Nauczycielem. Byli to Andrzej, brat Szymona Piotra i drugi uczeń, którego imienia nie znamy. Najczęściej utożsamiany on jest z Janem, ale mógłby to być i Filip, lub inny uczeń, z którym każdy może się utożsamić. Spotkanie musiało wywrzeć na nich wielkie wrażenie, skoro po latach pamiętali detale i okoliczności tej rozmowy. Ewangelista w tym krótkim fragmencie mówi wielokrotnie o ‘mówieniu’, ‘widzeniu’, ‘naśladowaniu’ Pana. Pokazuje przez to dynamizm wewnętrzny, jaki nami powoduje w spotkaniu z Chrystusem, Słowem.
Emocja: "Czego szukacie?". W Ewangelii św. Jana to są pierwsze słowa Jezusa do człowieka. Nie jest to stwierdzenie czy nakaz, ale pytanie, jakie każdy musi sobie stawiać: czego tak naprawdę szukam w moim życiu na co dzień, w mojej pracy i w moich relacjach?
Wezwanie: Poproszę o łaskę odwagi w pójściu za Jezusem w mojej codzienności. Podziękuję Bogu za tych, którzy wskazują mi na Jezusa i wspierają na co dzień w moich wyborach. Przypomnę sobie swoje pierwsze, świadome doświadczenie religijne i jego okoliczności, rozważając przez chwilę jego znaczenie.
Grzegorz Kramer SJ
Niektórzy zadają pytanie, co będzie, kiedy się zdecydują na poszukiwanie i znalezienie swojego powołania; co będzie, kiedy je odnajdą, porzucą swoje bezpieczne tory. Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, bo nie wiem, co i jak będzie. Po drugie nawet nie chcę wiedzieć. Trzeba samemu wyruszyć i się przekonać, czym ten krok będzie dla nas. Jak w tej Ewangelii.
Na pytanie: „Nauczycielu, gdzie mieszkasz”, Jezus nie podaje adresu, ale odpowiada: „chodźcie, a zobaczycie”. Tego, co nas czeka, nie da się opisać, nie da się powiedzieć: „twoje szczęście jest w tym i w tym, jest takie i takie”. Wyjdź, zaryzykuj, a się przekonasz i będziesz wiedział.
Czasem rozmawiam z ludźmi niewierzącymi. Lubię to robić, wiem, że trzeba to robić, ale wiem też, że nie da się opowiedzieć Boga, tak jak nie da się opowiedzieć Miłości. Można opisywać, można mówić, kim On nie jest. Ale nie da się opowiedzieć, Kim jest i jak się Go doświadcza. Podobnie jest z naszym wyruszeniem, z naszym odkryciem powołania. Jeszcze nie spotkałem małżeństwa, które w sposób wyczerpujący opisałby swoje małżeństwo. Zaryzykuję i powiem, że wiedza jest wrogiem szczęścia. Wiedza w sensie opisu, wnioskowania, to poczucie, że wiem. Wiedza, opisy są potrzebne do pewnego momentu. Tak jak do pewnego momentu na drodze Jana i Andrzeja był potrzebny Jan Chrzciciel. Na pewnym etapie. Później już nie.
Szukać rzeczywiście swojej drogi to nic innego, jak rzucić się w głęboki nurt rzeki. Owa droga, nie może być tylko bezpieczną formą przetrwania. Takim ciepłym przyczółkiem, w którym będzie nam po prostu dobrze. W tym procesie nie można też pominąć zasadniczego pytania, które stawia Jezus: „czego szukacie”. Trzeba zacząć od swojego serca, ono wie, co jest twoją drogą. Jezus zaczyna od tego pytania, jakby chciał pokazać, że właśnie w nim jest zapisana twoja droga czy powołanie, jakkolwiek to nazwiemy. Punktem wyjścia – jeśli mamy być szczęśliwymi ludźmi – nie może być coś, co jest zewnętrzne, jakiekolwiek uwarunkowania, ale nasze pragnienia, ukryte w sercu. Wszystko, co się później wydarzy, jest stoczeniem walki o nasze pragnienia.
Czego szukasz? Czego ty chcesz?