Grzegorz Kramer SJ
Przez kilka poprzednich dni czytaliśmy Ewangelie, w których Jezus stawał wobec tłumów. Tłum jest masą niezidentyfikowanych twarzy i osobowości. Tłum jest „czymś”, z czym trudno nawiązać relację osobistą, niepowtarzalną, tłum jest trudno cokolwiek nauczyć czy dać mu konkretne zadanie. W dzisiejszym fragmencie zmieniają się okoliczności.
Jezus przywołał na górę tych, których sam chciał. Bóg jest Bogiem i robi co chce. Jest w tym absolutnie wolny. Wprawdzie Ewangelia mówi o tym, że Jezus powołał, kogo chciał, ale nie mówi, jaką miał relację z pozostałymi i co oni dla Niego znaczyli. Wspominam o tym, bo to świetny punkt zaczepienia, by sobie przypomnieć o prostej prawdzie: każdy z nas ma swoją drogę z i do Boga. I żadna z nich nie jest lepsza, choć czasem możemy mieć takie wrażenie. Tu, na marginesie można zauważyć, że Bóg wybiera do zadań, ale nie robi castingu, kto jest lepszy. Te wybory (biblijne, ale i współczesne) są dobrym testem jak my patrzymy na siebie i Boga. Na ile wybór kogoś innego daje mi radość i wolność, a na ile jest utwierdzaniem siebie w swoich kompleksach?
Wybiera uczniów do Trzech konkretnych zadań.
1. Do towarzystwa. On nie chce być i działać sam. Jako Bóg jest Trójcą, odwieczną wspólnotą Trzech Osób, jako człowiek jest podobny do nas i wie, że w Jego Sercu jest ten sam komunikat, który jest w sercu każdego z nas: potrzebuję innych ludzi. Po drugie potrzebuje towarzyszy w swojej pracy, chce ich uczyć, dać im część swojej władzy. To bycie z Nim jest pierwszym etapem życia duchowego, nie można przeskakiwać tego etapu, skracać, myśleć, że jest mniej istotny. Myślę, że dla apostołów to musiało być trudne, bo wcześniej byli w tłumie, który był świadkiem cudów Jezusa. Mężczyźni tak mają, że kiedy są świadkami czegoś spektakularnego - też tak chcą. Zapewne, kiedy ich wybrał, było w nich takie przekonanie, że teraz pójdą robić podobne rzeczy. Tymczasem - najpierw mieli Mu towarzyszyć.
2. Do głoszenia nauki. To nic innego jak to, co dziś nazywamy ewangelizacją - głoszeniem Dobrej Nowiny, obwieszczaniem Królestwa Bożego. Królestwo Boże to nie katechizm, definicje i dogmaty. To świadectwo spotkania Boga, który mnie wybawia z mojego bagna. Człowiek, który wcześniej nie poświęcił swojego czasu na to, by Jezusowi potowarzyszyć, nie może iść głosić królestwa. Wielu pójdzie i zaczną gadać, nie o Królestwie, ale swoich - jego wizjach. Będą dużo mówili o swoich frustracjach i o tym, czego nie doświadczyli. Nauka Boża to nie jest moralizatorstwo, bo i chrześcijaństwo nim nie jest, ona jest dzieleniem się doświadczeniem spotkania z Jezusem - Bogiem Żywym.
3. Do wypędzenia złych duchów. Wspólnota, którą zebrał Jezus, to nie są zajęcia dla początkujących egzorcystów. Warto przypomnieć, że ta władza jest dana każdemu na mocy chrztu. Mamy władzę nad złym duchem. Możemy go wyrzucać - bez specjalnego pozwolenia - ze swojego życia i serca. Człowiek, który wie, że jest powołany imiennie przez Jezusa, który spędza z Nim czas, taki człowiek jest silny i nie boi się złego. Władza nad złym to nie jest kolejny hollywoodzki horror z krzyżami, ale codzienna walka duchowa o swoje chrześcijaństwo.