Grzegorz Kramer SJ
Różne podejście do sprawy, to jest temat dzisiejszego fragmentu Ewangelii.
Uczniowie Jana, faryzeusze i uczniowie Jezusa – wszyscy oni wyznają tę samą wiarę, w jedynego Boga, ale przeżywają ją na inny sposób. Widzimy dokładnie to samo we współczesnym Kościele. Wierzymy w tego samego Boga, ale bardzo różnimy się w szczegółach i sposobie.
Niestety doświadczenie pokazuje, że ta różnorodność, a nawet inność między nami, zamiast być powodem radości, że jesteśmy – jako wspólnota – tak bogaci, jest powodem konfliktów, wykluczania, czasem nawet wojen czy zabijania. A już na pewno plotek.
Za czasów Jezusa, poza Dniem Przebłagania nie było obowiązku postu. Faryzeusze sami sobie, w swojej religijności, narzucili zwyczaj wielu postów. Widać, w różnych miejscach Ewangelii, że z tego powodu czuli się lepsi od innych, zresztą Jezus to poczucie lepszości i pokazówki piętnuje, co słyszeliśmy w środę.
Oczywiście różnorodność ma też bardzo pozytywną stronę, jednak potrzeba do niej dojrzałości. Różnorodność sprawia, że człowiek zadaje pytania, o to, co inni robią inaczej, a to z kolei jest pierwszym krokiem do osobistych poszukiwań.
Uczniowie Jana i faryzeusze, co widać w momentach Ewangelii, nie potrafią jednak w inności szukać motywów do zmian, z tego, co wiemy, tylko Nikodem szukał, zadawał pytania, by zmieniać swoje myślenie. Oni są bardzo – zewnętrznie – gorliwi, jednak ciągle zostaje pytanie, czy Bóg tego od nich wymaga? Oni twierdzili, że tak, Jezus pokazywał, że nie chodzi o wielość i „ciężkość” praktyk religijnych. Chodzi o zmianę myślenia, serca.
Z nami jest podobnie, wielu z nas, w bardzo dobrej wierze, myśli i działa jak uczniowie Jana i faryzeusze. Dużo się modlą, poszczą, mnożą nabożeństwa, wypełniają wszelkiego rodzaju objawienia prywatne i oczekują, że inni też tak będą żyć, a jeśli nie żyją, oskarżają ich o brak wiary i zdradę Boga.
Myślę, że warto zauważyć pytanie, które Jezus dziś stawia: czy moje chrześcijaństwo jest radością płynącą z bliskości Pana Młodego, czy tylko smutnym, a nawet żałosnym tropieniem grzechu, cierpiętnictwem i lękliwym wypełnianiem prawa (które sami sobie narzucamy) prowadzącym do religijnych nerwic?
Jezus stawia nam dziś pytanie o charakter naszego chrześcijaństwa: czy jest ono przede wszystkim radością w bliskości Mesjasza czy tylko smutnym, podejrzliwym tropieniem grzechu, cierpiętnictwem, lękliwym wypełnianiem prawa prowadzącym często do skrupulanctwa? Trudniej jest żyć wolności i poczuciem, że jest się bezwarunkowo kochanym przez Boga, niż próbować ciągle na tę miłość zasłużyć.