Grzegorz Kramer SJ
Czytamy dziś jeden z najbardziej sklerykalizowanych w interpretacji fragmentów Ewangelii (Łk 10, 1-12).
Zanim uczniowie Jezusa będą mieli pójść na cały świat, do czego ich pośle po Zmartwychwstaniu, to teraz mają pójść do różnych miast, do których On później pójdzie. Uczy swoich uczniów tego, że zawsze będą „tylko” zapowiedzią Jego, ale nie będą Nim. Wysyła sowich (różnych) uczniów, by szli z wielkim przejęciem, że czas jest krótki (on zawsze jest za krótki). Przejęcie wynika z tego, że mają ogłosić „bliskość” Bliskość Królestwa, czyli powiedzieć ludziom, że Bóg jest bliski, nie moralizować, stawiać warunki zbawienia, wykładać prawo, ale ogłosić coś bardzo ważnego: bliskość.
Na początku napisałem, że to najbardziej sklerykalizowany tekst, bo zobaczcie, kiedy go czytamy, szczególnie wątek o robotnikach na żniwo, większość w Kościele myśli o księżach, czasem o zakonnicach. Tymczasem, każdy kto spotkał Jezusa i się w nim zakochał, jest posłany, by podzielić się Dobrą Nowiną. Chrześcijaństwo, które nie jest przekazywane jest umierające. Bliskość to oznaka czułości. A z nią jest tak, że potrafi zaniknąć, kiedy się jej nie pielęgnuje, kiedy się jej nie okazuje, komuś z bliska, nie wirtualnie, czy w teorii, ona po prostu zanika. Może zostać we wspomnieniach, romantycznych opowieściach, może być nawet zapisana w grubych, starych księgach, ale nie wyrażana w bliskości umiera.
Czułość w bliskości, nie okazuje się za spełnienie warunków, pod warunkami, z zastrzeżeniami. Okazuje się ją zawsze, kiedy ktoś jej pragnie, chce ją przyjąć. I to właśnie często ludziom, którzy są poobijani, zdezorientowani, zagubieni. Bo właśnie ona ma moc otwarcia drugiego na zmianę, na coś innego, niż do tej pory było obecne w jego życiu. Czułość w bliskości nie jest i nie może być traktowana jako nagroda za poukładane życie, za spełnienie miliona warunków.
Czytanie tego tekstu, że dotyczy on księży i wszelkiego rodzaju urzędników kościelnych, sprawia, że Ewangelia zaczyna być odzierania z Bliskości, a staje się tworem reglamentowanym. Staje czymś, co już nie jest wyrażane osobiście, w niepowtarzalny sposób, ale jest skrojona do jednego modelu, najczęściej odpowiadającego owym urzędnikom.
Nie od parady w chrześcijaństwie czcimy Serce Jezusa. Serce jest uniwersalnym symbolem miłości, czułości i bliskości. Może warto przypomnieć sobie, że tylko w tym Sercu można dostać Dar, którym trzeba się podzielić. Ale to jest dar, nie moja własność, którą będę - jako urzędnik - rozdzielał tym, co spełniają warunki.
W tym, że uczniowie mają iść w to zadanie, trochę jak „wolne ptaki”, widzę to, że Jezus wyraźnie przypomina, że od martwienia się o wszystkie detale i szczegóły jest On, a nie ja - posłany. Niestety wielu posłanych skupia się na brakach swoich i innych. Wtedy łatwo tych innych tylko wykorzystać do zaspokajania swoich braków (niekoniecznie materialnych, ale także emocjonalnych, bo łatwo się ocenia „gorszych” od siebie) i skupianiu się na ich niegodności. Wtedy łatwo brak czułości i bliskości, do których trzeba samemu dorosnąć, zwalić na innych. Właśnie na ich niegodność, na straszne czasy, na antychrysta, na papieża, na liberałów, na wszystko, co złe, nawet samego diabła.
A wystarczyłoby ogłosić bliskość Królestwa i iść dalej.