Św. Augustyn (354–430)
biskup Hippony (Afryka Północna) i doktor Kościoła
Kazanie 293, na narodzenie świętego Jana Chrzciciela; PL 38, 1327 (© Evangelizo.org)
Milczenie Zachariasza
Narodziny Jana napotykają niedowierzanie i jego ojciec stał się niemy. Maryja wierzy w narodziny Chrystusa i poczęła dzięki wierze… Chociaż nie potrafimy zbadać głębi tak wielkiej tajemnicy, z braku zdolności lub czasu, to będziemy lepiej pouczeni przez Tego, który mówi w was, nawet w czasie mojej nieobecności, Ten, o którym myślicie z czułością, Ten, którego przyjęliście do waszych serc, Ten, którego staliście się świątynią (por. 1Kor 3,16).
Zachariasz milczy i traci możliwość mówienia aż do narodzin Jana, prekursora Pana, co przywraca mu mowę. Zwrócono mu mowę ze względu na narodziny tego, który jest głosem. Ponieważ pytano się Jana, który zwiastował już Pana: „Kto ty jesteś?” A on odpowiedział: „Jam głos wołającego na pustyni” (J 1,23). Głos to Jan, podczas gdy Pan jest Słowem: „Na początku było Słowo” (J1,1). Jan jest głosem na pewien czas; Chrystus jest Słowem od początku, to Słowo wieczne.
Paweł Kosiński SJ
Obraz: Ewangelista Łukasz zwraca się przede wszystkim do pogan, którzy nie znają historii zbawienia tak, jak ją mają w swoim DNA Izraelici. Posłucham tych słów. Przyjmę je jako pouczenie o korzeniach tej obietnicy, jaką Bóg złożył wszystkim narodom i każdemu człowiekowi.
Myśl: Bóg w swoim działaniu posługuje się paradoksalnymi ‘narzędziami’. To ojciec, matka podeszli w latach, syn ‘podarowany’, którego nie mogli począć. To figury starotestamentowe, które ukazują podstawowe cechy działania Boga w świecie. Bóg wypełnia swoją obietnicę wtedy, kiedy człowiek już uważa ją za niemożliwą do spełnienia. Doświadczenie wiary w Boga, który jest obecny i działa w historii jest konieczne dla każdego chrześcijanina, w każdym czasie i w każdych okolicznościach historycznych. To jest pouczenie dla mnie.
Emocja: Ogarnął go lęk. Zachariasz przeraził się widoku anioła i uląkł się. Boimy się rzeczy, które nie mieszczą się w naszych wyobrażeniach, burzą nasze schematy, są dla nas wymagające. Lęk musi być jednak rozeznawany, bo nie zawsze oznacza coś złego. Może być zachętą do ‘nowego otwarcia’.
Wezwanie: Poproszę o łaskę wiary, by włączyć się w spełnianie obietnicy Boga. Podziękuję za to, że On jest obecny w mojej historii.
Zadanie adwentowe: Jeśli mam możliwość, skorzystam z tego przedmiotu, który sobie wybrałem (obrazek, świeca, lub coś innego) po to, by mi pomagał w tych dniach lepiej przeżywać adwentowe oczekiwanie. Wypowiem na głos lub w duchu antyfonę: „Oto Pan Bóg przyjdzie z rzeszą świętych k’nam przybędzie. Wielka światłość w dzień ów będzie. Alleluja, alleluja”.
Grzegorz Kramer
Czytania mówią o ważnej sprawie w naszej wierze. O tym, że kiedy wejdzie się w prawdziwą relację z Bogiem, to wszystko staje się już mało przewidywalne. W życie pobożnych ludzi i w ich konkretny problem – brak potomstwa, wchodzi posłaniec Boga i oznajmia, po ludzku dość dziwną wieść, że będą rodzicami. I bynajmniej nie są, na nasze szczęście, ludźmi, którzy po usłyszeniu wiadomości przyjmują ją bez zająknięcia. Wydarzenia z życia tych dwóch małżeństw są sytuacjami z naszego życia, kiedy stajemy przed szlabanem z napisem STOP, DROGA ZAMKNIĘTA.
Najpierw jesteś wkurzony, bo nic nie wychodzi z twoich planów, szukasz winnego i obmyślasz strategie alternatywne. Jednak przychodzi moment, w którym wiesz, że i tak nic nie zrobisz, nie ma żadnej możliwości manewru. Dochodzi do ciebie powoli świadomość, że musisz odpuścić i się poddać, to co funkcjonowało do tej pory przestaje funkcjonować. Nawet świadomość, że idziesz za Bogiem wcale nie przynosi ci pokoju i radości. Ten stan jest potrzebny, choć czasem trwa bardzo długo. On pozwala na to, że człowiek staje wyzuty ze wszystkich swoich podpórek, w których pokładał nadzieję, a które służyły do „kontroli” sytuacji, relacji z drugim, a nawet z Bogiem. Dopóki to my jesteśmy panami naszego życia, Bóg nie wiele może i chce robić. Odkrywam, że przychodzi taki moment w życiu, kiedy trzeba sobie jasno powiedzieć, że bardziej człowiekowi chodzi o swoją chwałę niż o Chwałę Boga, a to znaczy, że poczucie „zamkniętej drogi” jest wyzwoleniem. Dopóki nie stoisz przed murem masz poczucie, że jakoś to będzie, jakoś przepchasz po swojemu ten wózek. To poczucie niemocy otwiera przed nami trzy opcje: pragnienie i życie, śmierć lub uzależnienie. Przykra prawda polega na tym, że większość ludzi, gdy staje przed murem wybiera dwie ostatnie opcje: śmierć lub uzależnienie; zabija w sobie pragnienie życia, pokonanie przeszkody i pójście na łatwiznę, by nieustannie posiadać. Uzależnienie lub brak życia mają sprawić, byśmy nie byli narażeni na ból wchodzenia na drogę pragnień jest równoczesna z odczuwaniem bólu. Przypominam, że nie ma rzeczy niemożliwych, ale są sprawy wyglądające na niemożliwe. A nawet jeśli te sprawy nie rozwiązują się tak jakbyśmy chcieli, to warto otworzyć oczy, i zobaczyć, że rzeczywistość nawet trudną można odczytywać, jako wyzwanie, nie przekleństwo. Właśnie do takiego momentu wyboru doszły dwa małżeństwa z naszych czytań. Po ludzku doszli do ściany, do przegranej. Byli blisko pójścia w wybór śmierci – nic już dobrego nas nie spotka, Bóg nas opuścił. Być może będzie to nadinterpretacją, ale mam taką intuicję, że ich niedowierzanie mogło przerodzić się w cynizm, czyli taką postawę, że już nic dobrego mnie nie spotka. To jest uzależnienie wielu ludzi. Przyjście Boga z propozycją zmiany ich sytuacji wiąże się z powrotem do życia pragnieniami. Nie chodzi tutaj o bajeczne marzenia i bujanie w obłokach, ale o życie z dopuszczeniem do siebie innych możliwości niż te, które widać stojąc przed murem. Kiedy wchodzimy na drogę pragnień o jednym znów trzeba pamiętać, ich realizacja nigdy nie zaspokoi głodu w nas. Możemy przez chwilę czuć się spełnionymi, podobnie, jak czuli zapewne rodzice Samsona i Jana, ale za chwilę przychodziły kolejne problemy i troski. Samson i Jan mieli w swoich życiorysach podobne doświadczenie. Jeden i drugi byli silnymi mężczyznami, niezależnymi, to jednak przyszedł moment kompletnego kryzysu, kiedy byli u szczytu swoich sił. I to wbrew temu, co czuli i przeżywali stało się początkiem ich zwycięstwa. To jest logika Słowa Bożego, Boga i dzisiejszych postaci. Bóg w swoim Słowie rozwala ludzkie myślenie. Maryja poczęła bez mężczyzny. Poza słowem 'cud' nie wiemy, jak to zakwalifikować. Matki Samsona i Jana - to przecież tak dziś krytykowane późne macierzyństwo. Żywe jest Słowo Boże. I skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny. Bóg zawsze przychodzi z innym rozwiązaniem niż nam się to marzy i wydaje się dobre. Przychodzi i Słowem swojej obietnicy rozcina nasze plany, by skutecznie z nas wydobyć życie. Jak z tych starych kobiet, o których czytaliśmy. Na koniec przypominam sobie i wam, że jedni i drudzy rodzice nie byli ludźmi sukcesu, nie byli wybitnymi jednostkami społeczeństwa. To zwykli ludzie. Bóg zaprasza zwykłych ludzi do przygody i do wielkich spraw.
(Łk 1, 5-25)
Ten tekst, to kazanie sprzed dziewięciu lat. Dokładnie cztery dni później napisałem list do p. Bratkowskiej i na dzień przed Wigilią moje życie wywróciło się do góry nogami i tak to już trwa do dziś.
Wtedy dość łatwo przychodziło mi mówić o zaproszeniu do przygody i wielkich spraw. Dziś jestem ostrożniejszy, bo już wiem, bo doświadczyłem, że ta przygoda może być czymś, co ma kolosalne konsekwencje, nawet po latach.
Ten list widzę jako wyraźną granicę między dwoma etapami mojego życia. Albo inaczej – tamto było moje, a to późniejsze jest takim, które opisałbym: „jestem w nim”.