Paweł Kosiński SJ
Komentarz do Ewangelii (19.05.2023)
Obraz: Jezus wypowiada te słowa wobec uczniów w Wieczerniku. To ostatnie pouczenia, swego rodzaju "testament". Jestem wśród uczniów słuchających Pana. Przyjrzę się swoim skojarzeniom i emocjom, jakie czuję. Jezus i do mnie kieruje swoje nauczanie.
Myśl: "Będziecie płakać i zawodzić" podczas, gdy "świat" będzie wesoły. "Będziecie się smucić", ale on zamieni się w radość. Uczniowie nie wiedzą jeszcze, co to oznacza. Są smutni i przestraszeni. Jezus zaś mówi nie tylko o tamtej chwili, o dramacie, który miał czekać na uczniów. To prawda ogólniejsza. Życie duchowe to naprzemienność płaczu, zawodu i radości. To naprzemienność duchowego strapienia i pocieszenia. Wszystko ma swoje miejsce w życiu. I krzyż i pusty grób. Trzeba nam przez wszystko przejść, skoro idziemy za Jezusem.
Emocja: "Płakać i zawodzić". Boimy się okresów strapień. Nie umiemy ich przeżywać. Wydaje się, że są one dla nas zbyt wymagające. Ale naśladowanie Pana łączy się także z przejściem po Jego śladach, a te z konieczności są doświadczeniem krzyża, przejściem ze śmierci do życia.
Wezwanie: Poproszę o łaskę patrzenia na krzyż jako na etap Bożej drogi. Podziękuję za to, że Bóg mnie nie opuszcza w utrapieniu, nawet jeśli nie czuję Jego obecności. Przez chwilę będę adorował krzyż, który mam przed sobą na ścianie, na obrazie czy w medaliku na szyi.
Grzegorz Kramer SJ
Ze trzydzieści lat temu, siedziałem w nocy, w pewnej kaplicy, schowałem się pod ołtarzem. Trwała modlitwa uwielbienia. Prowadził ją młody charyzmatyk, w pewnym momencie wszyscy (było nas kilkunastu chłopaków) bardzo mocno weszli w modlitwę uwielbienia, modlili się językami, a ja siedziałem pod tym ołtarzem i nic nie czułem. Rano, prowadzący, kiedy mu to opowiedziałem, nałożył na mnie duży ciężar, powiedział: widocznie masz jakiś ciężki grzech na sumieniu i Bóg nic nie mógł zrobić. Długo to na mnie ciążyło, potrzebowałem wielu lat, by zrzucić z siebie to oskarżenie. To był dziwny ból, ale na tyle duży, że dziś ciągle odczuwam jego skutki. To oskarżenie pojawia się, co jakiś czas. Potrafię sobie z nim radzić, rozumiem, jestem już stary, a jednak czasem czuję się jak ten nastolatek sprzed lat.
Jezus mówi dziś o bólu, który w końcu mija. Ten obraz jest bardzo miły, coś bolało, a później ma minąć, idzie się do przodu. A jednak prawdziwe życie nie działa jak piękny zapis. Każdy ból zostawia w nas ślad. Nigdy nie rodziłem i nie będę rodzić. Mam jednak doświadczenia innych bóli i wiem, że choć mijają, to zostawiają w pamięci mocne ślady.
To ostatnie zdanie: „W owym zaś dniu o nic nie będziecie Mnie pytać”, jest dla mnie nadzieją na to, że te ślady to nie jest coś, co mnie przekreśla. Dla mnie to jest przestrzeń na tajemnicę pamięci osobistego bólu. Człowiek, w pewnym momencie nie chce już o nim mówić, bynajmniej nie dlatego, że go coś pokonało, ale w końcu przeżył swój ból i wie, że nie musi pytać, bo ani nikt nie udzieli odpowiedzi, ale i dlatego, że pytanie nie zmienia rzeczywistości, która z nim już jest zawsze.
Od kilku tygodni uczę się, że po kolejnym (moim) bólu może przyjść nadzieja, tzw. normalność, której już nie pamiętam, czuję, że muszę na nowo się jej uczyć, bo tyle o niej myślałem, że rzeczywistość mocno się zatarła. Trochę się jej boję, bo przecież już jej nie pamiętam. Kiedy człowiek cierpi i go boli, to zapomina jak to jest, kiedy nie bolało.
Po wczorajszym komentarzu ktoś napisał, że psychologizuję wiarę. Nie odbieram tej osobie takiej możliwości osądu mojego myślenia. Jednak, ja nauczyłem się, że nie da się człowieka pokroić na strefy, jak w laboratorium dr von Hagensa, zamknąć go w gablotach i patrzeć. Żywy człowiek jest jednością, a chrześcijaństwo, za dzisiejszą Ewangelią, uczy mnie, że Boga interesuję cały ja, nie pokrojony. Czyż Jezus zajmuje się dziś tylko „bólem duchowym” swoich uczniów? Nie, On zajmuje się ich bólem, po prostu.
Ból może być jak ten młody prowadzący tę modlitwę sprzed lat. Ja mam być kimś, kto z jednej strony przezywa doświadczenie, a z drugiej mam się o siebie zatroszczyć (czasem przy pomocy fachowców), by swoje doświadczenie, nie tyle wykroić, co wykorzystać do kolejnego doświadczenia. Nazywamy to wzrostem, dojrzewaniem.
Słowo: J 16, 20-23a