Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - pawel

Strony: 1 2 3 [4] 5 6 ... 129
46
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 16, 2024, 08:51:17 pm  »
Grzegorz Kramer SJ
 
Różne podejście do sprawy, to jest temat dzisiejszego fragmentu Ewangelii.
Uczniowie Jana, faryzeusze i uczniowie Jezusa – wszyscy oni wyznają tę samą wiarę, w jedynego Boga, ale przeżywają ją na inny sposób. Widzimy dokładnie to samo we współczesnym Kościele. Wierzymy w tego samego Boga, ale bardzo różnimy się w szczegółach i sposobie.
Niestety doświadczenie pokazuje, że ta różnorodność, a nawet inność między nami, zamiast być powodem radości, że jesteśmy – jako wspólnota – tak bogaci, jest powodem konfliktów, wykluczania, czasem nawet wojen czy zabijania. A już na pewno plotek.
Za czasów Jezusa, poza Dniem Przebłagania nie było obowiązku postu. Faryzeusze sami sobie, w swojej religijności, narzucili zwyczaj wielu postów. Widać, w różnych miejscach Ewangelii, że z tego powodu czuli się lepsi od innych, zresztą Jezus to poczucie lepszości i pokazówki piętnuje, co słyszeliśmy w środę.
Oczywiście różnorodność ma też bardzo pozytywną stronę, jednak potrzeba do niej dojrzałości. Różnorodność sprawia, że człowiek zadaje pytania, o to, co inni robią inaczej, a to z kolei jest pierwszym krokiem do osobistych poszukiwań.
Uczniowie Jana i faryzeusze, co widać w momentach Ewangelii, nie potrafią jednak w inności szukać motywów do zmian, z tego, co wiemy, tylko Nikodem szukał, zadawał pytania, by zmieniać swoje myślenie. Oni są bardzo – zewnętrznie – gorliwi, jednak ciągle zostaje pytanie, czy Bóg tego od nich wymaga? Oni twierdzili, że tak, Jezus pokazywał, że nie chodzi o wielość i „ciężkość” praktyk religijnych. Chodzi o zmianę myślenia, serca.
Z nami jest podobnie, wielu z nas, w bardzo dobrej wierze, myśli i działa jak uczniowie Jana i faryzeusze. Dużo się modlą, poszczą, mnożą nabożeństwa, wypełniają wszelkiego rodzaju objawienia prywatne i oczekują, że inni też tak będą żyć, a jeśli nie żyją, oskarżają ich o brak wiary i zdradę Boga.
Myślę, że warto zauważyć pytanie, które Jezus dziś stawia: czy moje chrześcijaństwo jest radością płynącą z bliskości Pana Młodego, czy tylko smutnym, a nawet żałosnym tropieniem grzechu, cierpiętnictwem i lękliwym wypełnianiem prawa (które sami sobie narzucamy) prowadzącym do religijnych nerwic?
Jezus stawia nam dziś pytanie o charakter naszego chrześcijaństwa: czy jest ono przede wszystkim radością w bliskości Mesjasza czy tylko smutnym, podejrzliwym tropieniem grzechu, cierpiętnictwem, lękliwym wypełnianiem prawa prowadzącym często do skrupulanctwa? Trudniej jest żyć wolności i poczuciem, że jest się bezwarunkowo kochanym przez Boga, niż próbować ciągle na tę miłość zasłużyć.

47
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 15, 2024, 07:46:26 pm  »
Grzegorz Kramer SJ

Jezus wyraźnie mówi, że mamy wziąć SWÓJ krzyż. Nie czyjś, nie od kogoś, ale swój. I jak już go weźmiemy, mamy Jezusa naśladować w noszeniu krzyża. Krzyż dla Jezusa nie był celem. Nie było też tak, że Ojciec sobie wymyślił, iż Jezusa ukrzyżuje ludzkimi rękoma, by poczuć się usatysfakcjonowanym na widok Krwi Swojego Syna. Jedno, co Ojciec "wymyślił" to, to, że zbawi ludzi. W Osobie Jezusa, a więc On sam - nie zapominajmy o tym - pojawia się na ziemi i zaczyna głosić Królestwo Boże, które nie jest niczym innym jak tym, że Bóg tak bardzo ukochał świat i ludzi, że staje się jednym z nas. Jest blisko, a bliskość to miłość. Głosi tak radykalnie miłość do człowieka, że ten nie wytrzymuje i zabija Tego, który przychodzi z orędziem miłości.
Jezus nie ukochał krzyża dla niego samego. Jezus ukochał krzyż jako sposób do ogłoszenia ludziom miłości Ojca. Miłości Boga do człowieka. W braniu (i ukochaniu) swojego krzyża nie chodzi więc o pochwałę cierpienia czy o cierpiętnictwo. Chodzi o ukochanie sposobu na głoszenie miłości do człowieka. I nie idzie tu tylko o tzw. „powołanie”, ale o całe swoje życie. Ciało, duszę, powołanie, relacje, pracę, hobby, radość, smutek - wszystko to, co dzieje się w naszym życiu. Chodzi o pasję życia.
Wziąć swój krzyż i Go naśladować, to radykalnie - całym sobą - głosić nadzieję, że zło jest pokonane i jedyna siła, która ma władzę, ma na imię: „Bóg jest miłością”.
Nie żyjąc pasją (nie chodzi o robienie wielkich rzeczy), czyli miłością traci się swoje życie. Z życia przechodzi się w wegetację, nie ma w tym duszy. Można być smutnym, ale równocześnie żyć pasją życia.

48
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 14, 2024, 03:33:11 pm  »
Paweł Kosiński SJ

Komentarz do Ewangelii (14 lutego 2024 r.)

Obraz: Ewangelia na Środę Popielcową jest fragmentem Kazania na Górze. Oczyma wyobraźni zobaczę Jezusa, który jest na wzniesieniu nieopodal Jeziora Galilejskiego, otoczonego uczniami i tłumem. Posłucham Jego słów. Zwrócę uwagę na pojawiające się odczucia.

Myśl: Jezus mówi do swoich słuchaczy, prezentując im istotę religijności żydowskiej i jej podstawowe przejawy. To po pierwsze "jałmużna", troska o drugiego, będąca wyrazem braterstwa, dokonywana nie na pokaz i bez obłudy. To nie indywidualny zryw, ale "wymóg Prawa". Drugim filarem religijności Żydów jest modlitwa, płynąca z serca, spójna z wnętrzem, bez ekshibicjonizmu i popisywania się. Trzeci element wskazany przez Jezusa to post. To jest akt religijny, modlitwa ciałem, symboliczna akceptacja tego, że życie jest darem, nie absolutem. Post jest po to, byśmy się uczyli korzystać z rzeczy tak, by pomagały nam bardziej kochać Boga i bliźniego.

Emocja: Nie bądźcie obłudni i gadatliwi! Nic tak nie niszczy wnętrza człowieka religijnego jak obłuda i pozory. Potrzebujemy spójności. Mnożenie formuł, słów i gestów nie zrobi wrażenia na Bogu i jest wypaczeniem religijności.

Wezwanie: Poproszę o łaskę prawego postępowania, czystego i bezinteresownego serca. Podziękuję za Bożą akceptację, bo On mnie zna takiego, jakim jestem i darzy swoją miłością. Idąc za wskazaniem Pana, odmówię modlitwę: "Ojcze nasz...".

49
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 14, 2024, 12:59:43 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Uczniowie, choć doświadczyli cudu, „zaraz” po nim wracają do starej choroby „niepamięci”. To jest coś, co do dotyka wielu z nas, szybko zapominamy czego doświadczyliśmy na modlitwie. Może dlatego, że traktujemy ją do poczucia się lepiej, do ulżenia swojej psychice w trudnych chwilach? Jak uczeń czy student proszący o modlitwę, by mieć na egzaminie konkretne pytania. Modlitwa nie służy, wielu z nas, do spotkania Największej Miłości, a jest jeszcze jednym sposobem do przerzucania odpowiedzialności za nasze życie.
Wielu ludzi ma problem z modlitwą, bo odłączyli ją od swojej codzienności. Podzielili swój świat na sacrum i profanum, równocześnie wyolbrzymiając wyobrażania o sacrum do nieistniejących ideałów. W pewnym momencie widza, że ich codzienne życie jest mało święte (oczywiście w świetle tych kryteriów) i wtedy modlitwa staje się czczą paplaniną, pobożnym, codziennym wierszykiem wypowiadanym do Kogoś, kto jest totalnie abstrakcyjny, bo żyjący w innym świecie. Jedni przestają się modlić inni wpadają w poczucie winy i zmuszają się co jakiś czas do „nadrobienia” tego, co powinni zrobić.
A chodzi o prostą rzecz. O zobaczenie, że nie ma sacrum i profanum, ale wszystko jest sacrum, nie przez nasz styl życia, ale przez Obecność Tego, który Jest. Wtedy każde wydarzenie, każde uczucie pojawiające się we mnie, każda czynność może stać się modlitwą, czyli odkrywaniem Obecności Tego, który Jest.
Posłuchaj swoich uczuć (z Bogiem).
Obejrzyj wiadomości (z Bogiem).
Idź z psem na spacer (z Bogiem).
Kochaj innych (z Bogiem).
Przeżywaj radość, euforię, smutek, złość, gniew, pożądanie i każde uczucie (z Bogiem).
Wypij kawę z Maryją (i z Bogiem).
Napij się wieczorem whisky (z Bogiem).
Nie, to nie będzie dziwne, wbrew wierze, to będzie całkiem naturalne. Jesteśmy stworzeni do komunii z Nim, nie do sztuczności i grania przed Ojcem. Jesteśmy stworzeni do tego, by Bóg mógł nas kochać, a nie by nas kontrolować.

50
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 12, 2024, 09:58:38 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Dla mnie nawrócenie to kwestia tego, że poziom „znudzenia” tym życiem musi we mnie coraz bardziej wzrastać.
Jedyny znak dla mnie to Jezus Chrystus. Dziś naprawdę nie są potrzebne nadzwyczajne znaki czy cuda, po Zmartwychwstaniu Jezusa trzeba patrzeć tylko na ten Jeden Znak. Nawrócenie polega na tym, że człowiek tak ufa Jezusowi, że nie potrzebuje żadnego znaku; polega na tym, że człowiek z dnia na dzień tęskni coraz mocniej za śmiercią i za byciem już z Nim. Paweł o tym świetnie pisał. Wiedział, ile dostał, ile osiągnął, zrobił, a jednak tęskni coraz mocniej za Chrystusem. Wszystko uznaje za śmieci i stratę, byleby tylko poznał Jezusa. Poznać to nie znaczy znać rodowód i biografię. Poznać to być blisko, bardzo intymnie. Liczy się tylko On. Wszystko inne, jeśli ma jakąkolwiek wartość, to tylko ze względu na Niego. Wzięte jako samo - jest śmieciem.
Jedyny znak to Jezus Chrystus. Lubię swoje życie, lubię sposób życia, w którym jestem. Lubię ludzi, z którymi mieszkam i pracuję. To wszystko daje mnóstwo radości, a jednak to wszystko w porównaniu z Nim jest niczym. Nic nie znaczy. Jedyny znak dla mnie, to Jezus i inny nie będzie mi już dany. Wszystko inne jest zbędne, choć może się przydać. Jeśli ten znak nam nie wystarczy, to poganie staną przeciwko nam. I tak się już dzieje. Poganie stają przeciw chrześcijanom, bo nam coraz częściej już nie wystarcza Znak Jezusa. Chcemy innych znaków, które mają ułatwić nam sprawę. Mam czasem wrażenie, że lubimy tworzyć znaki o znakach. Czym więcej, czym bardziej „moje”, tym lepsze. Mówimy ludziom „na zewnątrz”, że Bóg jest najważniejszy, a wszystko inne jest tylko właśnie znakiem i odnośnikiem. Jednak kiedy przychodzi do rozmowy między nami, to znaki jednak stają się ważniejsze.
Świetny będzie moment śmierci - tak to sobie wyobrażam. Kiedy okaże się, że nic NAPRAWDĘ nie jest ważne i wszystko zostaje, jak śmieci na tej ziemi. A my nic nie zabierzemy, nie będziemy mogli powiedzieć, że to ma jakąkolwiek wartość. Czekam na ten moment, kiedy naprawdę nic nie będę miał i będę się tylko mógł uśmiechnąć do swojej nędzy i Jego bogactwa. Na drodze do Szczęścia będzie stał tylko jeden Znak. Znak, jak mówi Ewangelia, któremu sprzeciwiać się będą, i to z każdej strony są tacy, co się będą sprzeciwiać, bo im w czymś nie spasuje. Ciągle się przekonuję, że za takie myślenie można mocno oberwać, ale to tylko mnie utwierdza w mojej upartości, heretyckości, głupocie, oszołomstwie, bo Bóg jest Bogiem dobrym. Dał nam swojego Syna, aby nas zbawić, a nie zabawić się nami.

51
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 10, 2024, 06:02:14 pm  »
Grzegorz Kramer SJ

Jezus zaprasza apostołów do niezłej zabawy.
Panowie mamy parę chlebów i rybek. Rozsadźcie ludzi na ziemi, wy stańcie w sznureczku i nakarmimy wszystkich. Kapujecie, co by było gdybym powiedział to ja? Zaprośmy na parking ludzi i nakarmimy ich paroma chlebkami…
Co więc robi dziś Jezus z nami? Nic innego, jak to że przypomina, jesteś zaproszony do szalonego zadania. Do przemiany swojego myślenia i serca. Z schematu wyrażonego w słowach: „to jest niemożliwe”, do działania szalonego. Spróbuj od małych rzeczy, bez wielkich nakładów czasu i pieniędzy. Od codziennego małego kwiatka dla żony, od zmienienia czegoś w codziennym schemacie domowym. Może warto czasem zrobić jakiś kawał, pójść do kina, połazić nad morzem, popluskać się w błocie? Nie wiem co to ma być. Ja kiedyś, na przykład napisałem książkę, choć w czwartej klasie podstawówki miałem pałę na semestr. Wiem jedno, że jak siądziesz i zapytasz siebie, swojego serca, to się dowiesz. I nie bój się, że ktoś to źle odbierze. Walcz o swoje życie, o cel, jakim jest Niebo.
Będziemy umierać z nudów w raju, jeśli nie będziemy mieli frajdy z tego życia, jeśli nie będziemy się uczyli już dziś rozdawania kilku chlebków wielkiej rzeszy ludzi, a więc robienia rzeczy niemożliwych.
Bądź sztywniaku trochę bardziej szalony, choćby dziś, teraz, już.

52
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 09, 2024, 01:51:25 pm  »
Grzegorz Kramer SJ
 
Jezus bierze nas na bok, osobno. To pierwsze zaproszenie, odejdźmy z Nim na bok, nie chciejmy doświadczyć Boga w pośpiechu. Znajdźmy miejsce i czas na to spotkanie. Mnie osobiście po takim wezwaniu, często włącza się stary mechanizm lenistwa, nie mam czasu, nie umiem się modlić, to w tej chwili nie jest dla mnie. Jeszcze komuś innemu może się pojawić inne ostrzeżenie, jak zacznę się modlić tak na serio, to może się okazać, że Bóg zażąda czegoś ode mnie; bym z czegoś zrezygnował, bym zmieniła swoje myślenie, przyzwyczajenie, które przecież jest takie dla mnie dobre i przyjemne. Ale! Gdyby chodziło tak naprawdę o nasze zmysły, nie tylko duchowość, o mówienie i słyszenie, gdyby nam ich zabrakło, to powiedzmy sobie szczerze, że nie tylko zaczęlibyśmy się modlić, ale nawet bylibyśmy skłonni zrezygnować z wielu spraw w naszym życiu. Czas na modlitwę, to nie kwestia jakichś obiektywnych przeszkód, to kwestia motywacji.
Po tym, kiedy Jezus bierze głuchoniemego na bok, mówi do niego: „otwórz się”. Uzdrawiając go, nie powiedział: „otwieram cię”. Powiedział: „otwórz się”. Mamy w sobie klucz do siebie. Tym kluczem jest wolna wola. Sam decyduję, czy otwieram się na Boga, czy nie. Bóg nie jest włamywaczem, który wchodzi wbrew woli człowieka. Zapewne nie raz wolelibyśmy, by Bóg dokonał swoistego gwałtu na naszej woli, by przyszedł i raz na zawsze wszystko pozmieniał. Jednak w takim myśleniu wcale nie zależy nam na relacji z Bogiem, na Nim samym, a zależy nam bardziej na nas, na tym, byśmy mieli święty spokój, byśmy – choć to bardzo lubimy – nie musieli decydować, być odpowiedzialnymi.
Klucz do naszego zamknięcia mamy w sobie. Nie potrzeba tu żadnych wielkich, magicznych środków, wielkich rekolekcji, wielkich mistycznych przeżyć. I wiecie, gdzie on jest? Jest w tym, czego najbardziej boimy się oddać. W tym, co dziś najbardziej jest do nas przyklejone. Tam jest klucz do otwarcia serca, otwarcia życia na Jezusa. Naszego życia. Ci spośród nas, którzy się boją, którym się nie chce, którym wydaje się to, co mówię, strasznie zagmatwane, przypominam słowa Izajasza: „Powiedzcie małodusznym: Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg przychodzi”.

53
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 08, 2024, 09:30:08 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Trudna Ewangelia jest na dziś.
Jezus ostro traktuje kobietę. Przynajmniej z perspektywy naszych, europejskich relacji z XXI w. Jednak tak zapewne ówcześni Żydzi widzieli pogan – byli właśnie jak psy, jak ktoś kto nie jest równy panom.
Ona musiała czuć, że nie jest dla Jezusa psem, że On jej tak nie traktuje, dlatego w swojej rozpaczy, z wiarą przychodzi do Niego. Przecież schował się w jakimś domu, zapewne szukał spokoju, a ona go zakłóca, a jednak ją przyjął, rozmawia z nią. To może być taki moment, s którym włącza się mechanizm w naszym życiu, kiedy wszystko mi mówi, że jestem psem. Ludzie, wydarzenia, pamięć, grzechy, słabości. On zawsze patrzy inaczej. 
Ona jest bezczelna. Jezus nawiązując do tego, że Żydzi nazywali nie swoich – psami, sama siebie porównuje do szczenięcia. A więc nie jest kimś, kto się obraża, ale pamięta, że ma cel, że jest przed nią zadanie – zdrowie córeczki. Tak widzę ten fragment: cokolwiek się dzieje, pamiętaj o celu, bądź bezczelny, nie daj się zbić z tropu. 
Niesamowite jest to, że ona jest poganką, a przychodzi z wielką wiarą do Jezusa. Ta jej wiara nie spełniała kryteriów, które często stawiamy sobie i innym w chrześcijaństwie i Kościele. Zaryzykowałbym, że to trochę wiara magiczna (jak u kobiety, które dotknęła szat Jezusa), ważne, że w swojej beznadziejnej sytuacji przychodzi do Jezusa. To się liczy. 
Jezus, choć pokazuje, że najpierw przyszedł do Żydów, to jednak przez uzdrowienie pogańskiego dziecka, pokazuje, że przyszedł do wszystkich. Mamy iść do wszystkich. To jak wiemy wcale nie jest takie proste. Bo skoro Ewangelia to Dobra Nowina i mam ją ogłosić każdemu, również temu, którego uważam za poganina, to muszę często schować swoje urazy do kieszeni. 
Ba! Ona – poganka dostrzegła w Jezusie coś, czego nie dostrzegli Jego ziomkowie – pobożni Żydzi. Jak często my – pobożni chrześcijanie nie widzimy w Jezusie nadziei, którą przeczuwają ludzie niewierzący, albo według nas niegodni ze względu na swój grzech.  I ostatnia myśl. Czasem my – wierzący – wyciągamy ten tekst o psach, by kogoś poniżyć, powiedzieć mu gdzie jest jego – niewierzącego – miejsce. Warto zobaczyć i trzeba to zrobić, że Jezus uzdrowił jednak córeczkę. Jak już kogoś nazwiemy psem, to uzdrówmy mu dziecko… 
Bez względu na to czy żyjemy z kimś czy sami, warto zauważyć ważne słowo: opuszcza. Żeby być szczęśliwym zbudować coś, co daje radość, ale i cierpienie – trzeba opuścić. Podjąć decyzję o wędrówce, to się wiąże z bólem, z decyzją, z wyborem. Ona też musiała podjąć decyzję, zaryzykować, wyruszyć. I osiągnęła cel. Wielu z nas pozostaje, nie rusza.

54
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 07, 2024, 09:18:59 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Kilka lat temu napisałem komentarz do spalenia książek o przygodach Harrego Pottera. Oparłem go na fragmencie dzisiejszego fragmentu Ewangelii (Mk 7, 14-23).
Chrześcijaństwo uczy mnie, że mam patrzeć na świat, a więc na ludzi i wszystko, co jest stworzone, z miłością i bez lęku.
Jezus w Ewangelii pokazał coś bardzo trudnego, powiedział, że zło nie jest na zewnątrz, ale wewnątrz człowieka, to z ludzkiego serca pochodzą złe motywacje, które doprowadzają do zbrodni. Innym razem powiedział, że jak chcesz się modlić to zamknij się w izdebce. On w ogóle bardzo kazał zwracać uwagę na to, co wewnątrz nas się dzieje. I bynajmniej nie chodziło mu o nasze flaki...
Jezus to był ktoś, kto pewnego razu wziął swoich uczniów w okolice Cezarei Filipowej i tam wokół pogańskich bożków zapytał ich za kogo Go uważają. Tam właśnie, wokół pogańskiego świata, wyznali wiarę w to, że jest Mesjaszem.
Chrześcijanin ma wszystkie narzędzia do tego, by się nie bać, a swojej odwagi nie musieć udowadniać manifestowaniem paleniem książek i innych przedmiotów. Nie, Hary Potter nie sprawia, że ktoś jest opętany, ale za to może nas łatwo opętać obsesja na tle złego ducha, który już sam w sobie nie jest obsesją, a realnym stworzeniem. Z tym, że jeśli ktoś wierzy w Stwórcę, to wie, że żadne stworzenie mu nie zagraża. Nawet gdyby ono było ofiarowane złemu. Bo z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nie z przedmiotów.
Widziałem zdjęcia (z palenia książek) i ogarnął mnie smutek, że Eucharystia jest wykorzystana do guseł, do taniego zabiegu spalenia książek i innych przedmiotów. Kościół nauczył mnie, że jedyne ognisko przed kościołem, od którego w ornacie odpala się ogień, to ognisko nocy Paschy, kiedy od ognia odpala się ogień zapalający ogień najważniejszej świecy, która ma mi przypominać o Zmartwychwstałym, który jest większy od wszelkiego zła.
Tak, o wiele łatwiej jest spalić kilka przedmiotów i powiedzieć jesteśmy posłuszni słowu, o wiele trudniej jest przeczytać i wypełnić, że najważniejsza jest miłość, bez której człowiek może robić wielkie rzeczy, ale jest cymbałem brzmiącym.
Nie bój się człowieku Harrego, różowego parasola (a nawet tęczowego), maski z Afryki, nie bój się książek, bój się wiary bez rozumu, wiary, która opiera się na emocjach, chwilowych przedstawieniach. Bój się wiary, która szuka zła, a nie dobra, która bardziej wierzy w moc szatana niż Boga, który jest Panem wszystkiego.

55
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 06, 2024, 11:13:01 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Kościół, wspólnoty kościelne, społeczeństwa, bardzo lubią ludzi „czystych”, to znaczy pasujących do ich założeń. Takich, którzy poprawnie funkcjonują. Przestrzegają praw, zasad, nie sprawiają kłopotów, płacą daniny i podatki. Nawet takich, którzy nadużywają prawa, ale po to, by zachować stabilność tych wspólnot. Ważne jest, by nic nie nadszarpywało ich monolitu.
Czytam dzisiejszą Ewangelię i widzę jak Jezus się na takie coś wkurza, jak bardzo nie zgadza się na taki schemat myślenia i działania. Odwołuje się do Izajasz, by pokazać, że to ukochany sposób niektórych ludzi, wspólnot i społeczności.
Taki sposób działania doprowadza do tego, że część ludzi odpada poza margines, jest jednym z elementów popadania w choroby, również psychiczne i społeczne. W tych chorych sposobach postrzegania siebie i działania, wspólnoty te, potrafią wypychać wszystkich tych, którzy są zbędni, są balastem. Nawet najbliższych, bo zawsze znajdzie się jakiś przepis czy prawo, które można wykorzystać do budowania swojego wygodnego świata, w którym niekoniecznie można mieć ochotę, by znalazł się w nim ktoś słabszy, „inny”, z trudniejszymi poglądami czy takimi, które drażnią większość. 
Wtedy łatwo obruszyć się na dziecko w kościele, osobę starszą, która nie wyłączyła telefonu, niepokornego zakonnika czy polityka, który jest uczciwy. Oczywiście przykładów są setki. Ważne jest, by wyłapać ten schemat, dbania o zewnętrzną formę, ustanawiania praw i praktyk, które pomagają pozbyć się „trudnego elementu”, nie licząc się z tym, co z nim się stanie.

56
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 05, 2024, 10:01:07 am  »
Paweł Kosiński SJ

Komentarz do Ewangelii (5 lutego 2024 r.)

Obraz: Jesteśmy razem z uczniami w "łódce", symbolu wspólnoty Kościoła, przeprawiając się do ziemi pogan. Tam Jezus zostaje natychmiast "rozpoznany". Zewsząd znoszeni są chorzy i potrzebujący, aby "dotknąć" Pana i odzyskać zdrowie. Przyjrzę się tym osobom.

Myśl: Uczniowie przerazili się burzy na jeziorze i nie rozpoznali zbliżającego się do łodzi Jezusa. Gdy znalazł się On pośród nich, burza się uspokoiła i wszyscy bezpiecznie przybili do brzegu. Apostołowie przekonali się, że z Jezusem łatwo pokonuje się wszelkiego rodzaju "nawałnice". W ziemi pogan Jezus zostaje szybko rozpoznany. W przeciwieństwie do uczniów, ludzie mają "wyczucie Boga", który nie skąpi swego miłosierdzia. Wraca obraz "dotknięcia" Jezusa. On przynosi ocalenie, jak wcześniej kobiecie cierpiącej na krwotok i córce Jaira.

Emocja: "Dotknąć choćby frędzli płaszcza Jezusa". Doświadczenia religijnego nie można sprowadzić tylko do przeżycia duchowego. Ono ma także wymiar fizyczny, cielesny, niemalże "palpacyjny". Jest w tym zagrożenie "przesądem", ale bez "fizyczności" religia staje się "anielska" a nie ludzka.

Wezwanie: Poproszę o łaskę "rozpoznania" Jezusa, przede wszystkim w Eucharystii. Podziękuję Panu za Jego łaskę, która umacnia mnie w wierze. Zaplanuję sobie czas na lekturę fragmentu Pisma Świętego.

57
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 02, 2024, 09:18:03 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Warto wrócić do istoty tego święta. To Jezus jest ofiarowany w świątyni Ojcu. To Bóg poświęca się dla nas, my jedynie możemy przyjmować Jego poświęcenie. Co najfajniejsze, był zwykły rytuał, w każdej żydowskiej rodzinie. Może właśnie do tego trzeba wrócić, że Jezus poświęca się dla nas, ale nie robi z tego wielkiego „halo”, On po prostu nas kocha. A w miłości nie chodzi o wielkie słowa i deklaracje, ale o bycie przy drugim. W tym, co dziś świętujemy, chodzi o to, byśmy odkryli (na nowo), że należymy do Abby, do Tatusia, że jesteśmy kochani. A ofiarowanie się Jemu, wraz z Jezusem, to nie akt naszego „poświęcenia”, ale przyjęcie Jego poświęcenia dla nas. Nie, to nie jest wywyższaniem się Boga nad człowiekiem, to zabezpieczenie przed naszą ludzką i głupią pychą, której się wydaje, że niektórzy są lepsi.

58
Droga / Odp: Droga
« dnia: Luty 01, 2024, 10:14:47 am  »
Grzegorz Kramer SJ

W moim życiu jest mnóstwo hałasu: ludzie, muzyka, Internet, media, czasem już gubię się w tym harmidrze. Niby wiem, że to wszystko można wyłączyć, a jednak jest różnie. I właśnie w takim mętliku bardzo lubię pójść do konfesjonału. Zostawić to wszystko i wejść z Nim, w INNY (?) świat, w którym mogę zostawić cały ten szum i posłuchać historii ludzi, którzy próbują do Niego wracać. Łapię wtedy dystans, bo okazuje się, że to wszystko, co dzieje się w tym całym hałasie i ruchu, choć bardzo ważne i dobre, staje się niczym w porównaniu z Nim. Spada do rangi środka, nie celu - porządkuje się.
Myślę, że każdy z nas ma swoje święte Miasto, taką rzeczywistość, która nie tyle jest ucieczką od codzienności, ale jest wejściem w istotę tego, czym naprawdę jest życie. To może być bardzo intymne bycie z małżonkiem, rozmowa z drugim człowiekiem, który jest „mój”, to może być spotkanie z pacjentem, czytanie książki, ale przede wszystkim to jest Eucharystia i modlitwa. Odejście od wszystkiego, po to by spotkać Boga.
Jezus wysyła po dwóch. Myślę, że to nie jest tylko kwestia tego, że w dwóch jest raźniej, potrzebujemy drugiego człowieka. Drugi człowiek, we wspólnym zadaniu jest też dobrą szkołą siebie samego i pokory. Łatwo „gwiazdorzyć”, kiedy się jest samemu. Drugi uczy prawdziwego, codziennego dialogu, odkrywania swoich słabości i mobilizuje do pracy.
Potrzebujemy współpracy innych, od poziomu codziennych, prozaicznych spraw, gdzie opieramy się na pomocy i pracy innych ludzi (sklepy, komunikacja itp.) do naszych osobistych relacji i zadań. Jezus wysyłając ich po dwóch doskonale wiedział, jakie jest ludzkie serce. Wiedział, że choć jest często egoistyczne, tak naprawdę potrzebuje, by mieć do kogo otworzyć gębę.
Wysyła nas w drużynie. Wiesz, kto jest twoją drużyną? Nie szukaj ludzi, których sobie dobierasz. Jezus wysłał apostołów po tym jak sam ich dobrał. Zobacz wkoło ciebie, kogo tobie dobiera, nie kogo ty chcesz. Był świadomy tego, że wysyła ich na wojnę. Głoszenie Ewangelii, mówienie o Bogu to jest wojna. To nie jest klasyczne nauczanie wiedzy czy technik o tym, jak lepiej żyć. To jest głoszenie Słowa, które stało się Ciałem – Jezusa. To jest wojna ze złym duchem. Nie z drugim człowiekiem, bo człowiekowi mamy głosić Ewangelię. Nie można pomylić go z wrogiem. Głoszenie Zmartwychwstałego Pana to nie jest katecheza w przedszkolu z dzieciakami. To jest, jak mówi ten tekst, wyrzucanie złych duchów i uzdrawianie chorych. Jeśli to się nie dzieje w naszym życiu, trzeba się pytać siebie samego i tych, z którymi jestem posłany, o to, czy głosimy Jezusa, czy siebie?
Po to nas Jezus zabiera w miejsca ciche i oderwane od codziennego zgiełku, byśmy później poszli z powrotem do tych miejsc z Dobrą Nowiną. Jeśli będziemy chcieli od razu wyjść, to pójdziemy na wojnę, ale to nie będzie wojna o Niego, ale o siebie. O swoje wartości, o swoje poczucie bezpieczeństwa. Bez osobistego spotkania z Panem, każde nasze głoszenie będzie walką z człowiekiem, który myśli inaczej, a nie z diabłem, który jest prawdziwym przeciwnikiem.
Nie dziw się, kiedy cię nie przyjmą. On to przewidział. Owszem, dał możliwość strząśnięcia pyłu z nóg, ale zauważ, że Ewangelista nie odnotował takiego przypadku, wręcz przeciwnie, zanotował to, że oni robili cuda. A więc najpierw zrób cud, a dopiero później (ewentualnie) zabieraj się za strząsanie pyłu z nóg.

59
Droga / Odp: Droga
« dnia: Styczeń 31, 2024, 09:45:37 am  »
Paweł Kosiński SJ

Komentarz do Ewangelii (31 stycznia 2024 r.)

Obraz: Jezus wraca znad Jeziora Galilejskiego, z Kafarnaum, gdzie działał, do swego rodzinnego Nazaretu. Przychodzi do swoich, ale oni "powątpiewają" o Nim. Przyjrzę się tym spotkaniom. Posłucham tego, co mówią ludzie i sam Jezus. Zatrzymam się nad tym, co przyciągnie moją uwagę.

Myśl: Przyjrzę się ludziom, którzy z podziwem patrzą na Jezusa i są zadziwieni Jego mądrością. Zobaczę też tych, którzy powątpiewają w Niego i lekceważą Jego działanie. Nam czasami wydaje się, że gdybyśmy mogli spotkać Jezusa osobiście, być świadkami Jego nauczania i cudów, uwierzylibyśmy Mu! To jest nieprawda. Współcześni Jezusa widzieli Go, słyszeli i właśnie dlatego Go odrzucili. My jesteśmy "mistrzami" w kreowaniu oczekiwań, wymyślamy naszych "bohaterów", "bogów" na miarę naszych fantazji. Wiara nie jest jednak przyjęciem Boga, jak Go sobie wyobrażamy, lecz zgodą na to, że Bóg, którego nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić jest człowiekiem w Jezusie.

Emocja: "Powątpiewać o Nim". Możemy wiedzieć wszystko o Jezusie: co robił, mówił, kim był. Ale to nie wystarczy, by spotkać się z Nim. Zwątpienie jest kamieniem, o który się potykamy. To jest choroba naszej wyobraźni. Nie chcemy uwierzyć w Niego, jaki jest. Chcemy wpasować Go w nasze wyobrażenia. Nie różnimy się od Jego sąsiadów i krewnych.

Wezwanie: Poproszę o łaskę wiary w to, że wielkość i moc Boga jest widoczna w Jego staniu się człowiekiem. Podziękuję za Jego człowieczeństwo, które sprawia, że mogę "dotknąć" Jego Bóstwa. Uczynię jakiś gest uszanowania i pokory.

60
Droga / Odp: Droga
« dnia: Styczeń 30, 2024, 09:57:51 am  »
Grzegorz Kramer SJ

Ta kobieta bardzo cierpi, nie tylko fizyczne, według Prawa była nieczysta, wiele rzeczy było jej zabronionych. Cierpi fizycznie, psychicznie i duchowo od 12 lat, więc od zawsze. Jest zdeterminowana, odwiedziła wielu lekarzy i nic się nie zmieniło. Dotyka się z determinacją, nie tylko z wiarą, ale właśnie z determinacją i zostaje natychmiast uzdrowiona. Może trzeba czasem sobie przypomnieć, że wiara to nie jest system myślowy, że wiara potrzebuje także znaków, gestów i uczuć. Dlatego Bóg daje Ducha, żebyśmy nie tylko przeżywali wszystko rozumowo, ale poszli na żywioł, nie zamykali wszystkiego w kanonach i przepisach. Duch wieje, gdzie i jak chce, a więc nie mam prawa mówić Mu, że gdzieś może, a gdzieś nie może działać.
Kto się mnie dotknął? – pyta Jezus. On jest świadomy. Jednak w tej historii jest coś niesamowitego. On, kiedy się dowiaduje, kto się Go dotknął, wcale nie krzyczy. Mówi: „twoja wiara cię uzdrowiła”. Właśnie. Nieważne jest, dlaczego z Bogiem zaczynamy, ważne, dlaczego przy Nim zostajemy. Nawet z takiego magicznego traktowania Boga, On ma moc uczynić coś wielkiego.
Jair, człowiek znaczący. Jednak zdarza się w jego życiu coś, co każe mu zapomnieć o konwenansach, o swojej pozycji. Cierpienie dziecka. Są takie sytuacje, w których nie obchodzą nas opinie, którymi na co dzień się przejmujemy. Przychodzi do Jezusa, jakiegoś nauczyciela i on, przełożony synagogi, pada przed Nim. I prosi by przyszedł, bo córeczka mu umiera.
Jezus dochodzi do domu Jaira. Zastaje tłum zgromadzony przy zwłokach. Płaczą. Jednak zanim tam dotrą, słyszą słowa: „po co trudzisz Nauczyciela, ona już umarła”. Wielu jest takich koło nas, ba, nawet w nas są takie głosy, co mówią: „nie ma sensu”. Jest sens. Nie wiemy, czy Jair działał w szoku po tej wiadomości, czy jeszcze bardziej wierzył, ale nie mówi Jezusowi, by zrezygnował. Idą dalej. „Nie bój się, wierz tylko”. Ile razy w takim momencie tracimy wiarę? Coś się sypie, a my podkulamy ogon i pozwalamy, by lęk ogarniał wszystko. Nie mówię tego z wyrzutem, ale byśmy sobie przypomnieli jak łatwo można dać się nabrać.
Naśmiewali się z Niego. Pobożni ludzie zapewne odczuwają, po usłyszeniu tego zdania, swoiste oburzenie na tych, co się śmieją. Ale zobaczcie, czy i nasza reakcja nie byłaby taka? Mogli poczuć się źle, bo mogli pomyśleć, że Jezus z nich kpi. Widzi nieżywą dziewczynkę i się pyta, czemu płaczą? Zapewne niejeden pomyślał: „gdyby Tobie umarło dziecko, to byś się głupio nie pytał”. Jednak w tym czysto ludzkim odruchu, który można usprawiedliwić, zapewne – jak to w życiu – jest i drugie dno. Naśmiewanie się z Boga. Łatwo wyznawać idę Boga wtedy, kiedy sobie radzimy. Kiedy wszystko jakoś się kręci. Kiedy krótko mówiąc, wiara nas nic nie kosztuje. Wtedy można jakoś na Boga się zgodzić. Jednak, kiedy stajemy przed decyzjami granicznymi, jak wtedy właśnie u Jaira, to łatwo przejść na drugą stronę. Wyśmiać Boga i wszystko to, co On proponuje. Śmiech wcale nie musi być dosłowny. Nasze kompromisy, nasze poluzowanie w małych rzeczach, usprawiedliwianie słabości. Po prostu nietraktowanie Boga poważnie. To jest śmiech z Boga. Bo my wiemy lepiej. Oni wiedzieli lepiej, my wiemy lepiej, oni się śmiali i my się śmiejemy. Tylko ojciec córeczki wierzył.
Chciałbym zwrócić uwagę tylko na jedną cechę Jezusa, która w tych tekstach się pojawia. Wrażliwość. Nie delikatność, ale wrażliwość. Wrażliwy na ból drugiego, wrażliwy, bo czuje dotknięcie i wrażliwy, bo po wskrzeszeniu dziewczynki każe ją nakarmić. On nie chce się zajmować tylko Twoją duszą. Jego interesuje całe Twoje życie. Tylko Mu pozwól do niego wejść.

Strony: 1 2 3 [4] 5 6 ... 129